wtorek, 23 kwietnia 2013

Zawieszam.

Niedawno odzyskałam internet, a chwilę wcześniej dowiedziałam się od Izy Tarnoś jakim to Mario jest kłamcą... słuchajcie możne dla Was to głupota, ale ja się na nim zawiodłam. Zawieszam bloga na dobre, nie jestem w stanie o nim myśleć, a co dopiero pisać. Mario BYŁ dla mnie autorytetem, wspaniałym piłkarzem, ale zmieniło sie to z dniem dzisiejszym. Olał kibiców, okłamał mówiąc, że nigdzie nie rusza się z BVB. Dla mnie jest skończony. Liczę, że nie zobaczę go juz w koszulce Borussii. 
Możecie mnie skrytykować, ale dla mnie jako prawdziwego kibica, ktoś taki an szacunek nie zasługuje. Mario dla mnie już nie istnieje.
Nie wiem czy kiedyś dokończę to opowiadanie, póki co mam egzaminy i ta wiadomość o Goetze...

Przepraszam.

Jakby ktoś nie wiedział:
http://bilder.bild.de/fotos-skaliert/qf-goetze-beben_31993840_mbqf-1366703462-30115282/2,w=985,c=0.bild.jpeg

wtorek, 16 kwietnia 2013

Przepraszam.

Przepraszam Was bardzo, ale przez najbliższy tydzień żaden rozdział się nie pojawi ;/. Od 23.04 mam egzaminy i naprawdę nie mam czasu by cokolwiek napisać. Muszę zawieść blog na ponad tydzień, ale obiecuję, że gdy będę już miała egzaminy za sobą to będę pisać i rozdziały będą się pojawiać już często ;).

Także zapraszam po 25-26 na nowy rozdział i  Wszystkim, którzy będą męczyć się z tym samym egzaminem co ja, życzę jak najlepszego napisania go i dostania się do wymarzonej szkoły.   ;)


Przepraszam i dziękuję za czytanie moich wypocin. <3

PS. Na drugim blogu w tym tygodniu też nie pojawi się żaden rozdział.

piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 32

Nad ranem obudziłam się na kanapie razem z albumem, który przeglądałam do samej nocy. Spojrzałam na telefon, miałam pełno nieodebranych połączeń i wiadomości od Mario. Stwierdziłam, że później je przeczytam, poszłam się umyć i przebrać. Następnie powędrowałam do kuchni i zjadłam jakieś skromne śniadanie w trakcie jedzenia złapałam telefon i zaczęłam odczytywać wiadomości. Mniej więcej każda brzmiała tak samo. Abym się odezwała i wytłumaczyła co się stało. Nie chciałam go okłamywać, ale prawdy też nie mogłam powiedzieć. Napisałam do niego SMS żeby wpadł do mnie, to porozmawiamy. Nie wiedziałam co mu powiem, ale prawdy nie wyjawię. Około 12 w moim mieszkaniu pojawił się mój chłopak.
-Hej. - Przytuliłam go.
-Przepraszam za wczoraj, nie chciałam cie wyganiać ale...
-W porządku. Ale teraz wytłumacz mi co się stało. - Zdjął  kurtę i usiadł na kanapie.
-Napijesz się czegoś ? - Zignorowałam go.
-Nie dziękuję. Proszę cie, powiedz co takiego się stało. Pokłóciłaś się z Ann?
-Trochę się posprzeczałyśmy, ale to nic poważnego. - Odparłam siadając obok niego.
-A o co poszło?
-O przeszłość. - Wypaliłam bez dłuższego myślenia.
-Przeszłość?
-No o to jak się zachowywałam i wgl, że wpadłam wtedy w złe towarzystwo.
-A to co powiedziała ci Ann wychodząc?
-A co powiedziała? - Udawałam, że nie pamiętam.
-Że zawsze lubiłaś psuć sobie życie i nadal to robisz, czy coś w tym stylu. - Podpowiedział.
-No to chodziło jej właśnie o to jak się zachowywałam. Lubiłam picie i imprezy...
-Ale co z tym "nadal" ?
-Nic. Nie wiem dlaczego tak powiedziała. - Spojrzał na mnie pytająco. - Może pod wpływem emocji.. - Urwałam.
-Ech mam nadzieję, że się pogodzicie. - Westchnął i objął mnie.
-Ja też. - Odparłam, chociaż wcale nie czułam wielkiej potrzeby godzenia się z Ann. Czyżby kompletnie mi odbiło?
-Mario.
-Tak?
-Dziś wigilia..
-No tak, mieliśmy dać im prezent. - Zaczął wstawać z kanapy.
-Idź sam. - Odparłam. - Ann nie będzie chciała ze mną gadać. Sam daj im te bilety. - Uśmiechnęłam się.
-Może rzeczywiście tak będzie lepiej.
-Ech ja dziś idę do Kloppów . - Uśmiechnęłam się obejmując go.
-Denerwujesz się ? - Zapytał.
-A ty byś się nie denerwował?
-Pewnie tak.
-No widzisz.
-Spokojnie, dasz radę. Zachowuj się jakbyś była z rodziną, w zasadzie to będziesz z rodziną ale wiesz o co mi chodzi. - Zaśmiał się.
-Powiedzmy. - Zaśmiałam się. - Poczekaj, mam coś dla ciebie. - Pobiegłam do pokoju po prezent dla chłopaka.
-Mam nadzieję, że ci się spodoba. - Wręczyłam mu opakowanie.
-Na pewno. Ty prezent dostaniesz troszkę później, dokładnie to w sylwestra.
-Wow, już się boję.
-Nie masz czego. - Pocałował mnie. - A myślisz, że Marco i Ann prezent się spodoba?
-Ann zawsze marzyła, by jechać do Francji. Pięciodniowa wycieczka do Paryża to strzał w dziesiątkę. Obojgu przyda się odpoczynek.
-Masz rację. Okey będę leciał, to co zobaczymy się dopiero jutro ?
-Raczej tak. - Objęłam go. - Kocham cie.
-Ja ciebie też. Pa i Wesołych Świąt.
Chłopak wyszedł, a ja ogarnęłam trochę mieszkanie i zaczęłam się szykować do Kloppów. Zrobiłam delikatny makijaż, włosy zostawiłam rozpuszczone i założyłam czarną koronkową sukienkę.

Gdy miałam już wychodzić zadzwonił mi telefon.
-Słucham. - Odezwałam się.
-To dobrze, że słuchasz. - Rozpoznałam głos, to ta blondyna, która zniszczyła życie Ann.
-Ach to ty... - Zaśmiałam się. - Czego chcesz?
-Powiedzieć, że pożałujesz tego, że mnie zaatakowałaś. Oświadczam ci, że pójdę z tym na policję.
-Hmm interesujące. To ja oświadczam ci, że wtedy Ann też pójdzie na policję.
-Nic mi nie zrobi. Z tego co wiem to ona ma się dobrze, a moja twarz dobrze nie wygląda.
-Twoja twarz nigdy dobrze nie wyglądała. - Zaśmiałam się. - Tak masz rację ona ma się już dobrze, ale dziecko nie.
-Co?
-No tak. Z okazji świąt pragnę powiadomić cię, że jesteś morderczynią.
-.... - Nie usłyszałam odpowiedzi, więc kontynuowałam.
-Dziecko nie wytrzymało uderzenia. Zabiłaś je.
-Ale...
-No właśnie. Ty będziesz cicho, a i Ann nic nie zrobi.
Przestraszona rozłączyła się.


Mimo kłótni z Ann zawszę będę jej bronić, nawet jeśli nie będzie chciała już ze mną gadać. Miała rację lubię niszczyć sobie życie, jednak najbardziej boli to, że skrzywdzę nie tylko siebie..Karciłam się w myślach. Jak mogłam w ogóle o tym myśleć? Czuje, że będę żałować do końca życia najbliższych dni.

Zbliżała się godzina 16. Zabrałam potrzebne rzeczy, założyłam kurtkę i zamówiłam taksówkę do Kloppów. Podróż nie trwała długo, niedługo później zdenerwowana stałam pod drzwiami. Gdy tak zastanawiałam się czy zadzwonić nagle w drzwiach pojawił się młody mężczyzna uśmiechający się do mnie serdecznie.

-----------------
Okey jest rozdział. Jak dla mnie bezsensu, ale dodaję go i teraz będą już raczej tylko dłuższe rozdziały. Liczyłam, że wyrobię się przed egzaminami jednak jest to niemożliwe, bo chciałabym żeby te rozdziały były porządniejsze, a wiadomo nie mam czasu by codziennie pisać... to by było na tyle.

PS. Zadowolone z losowania ? Borussia- Real , Bayern-Barcelona.
Ja jestem zadowolona jednak szkoda, że to Borussia jest gospodarzem w pierwszym meczu, wolałabym by był to Real, wtedy byłoby spokojniej.

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 31

Spędziłyśmy z przyjaciółką miło wieczór. Po obejrzeniu filmu, zaczęłyśmy przeglądać mój album z dzieciństwa, który ostatnio dość często miałam w dłoniach. Nasz wspólne zdjęcia, było tam wiele fotek upamiętniających nasze szalone wypady. Tak, zawsze byłyśmy imprezowiczkami i kochałyśmy wagarować. Często jeździliśmy ze znajomymi za miasto, nad jezioro gdzie bawiłyśmy się do białego rana, wlewając w siebie litry alkoholu i czasem jakieś zioło. Po jakimś czasie przeglądania zdjęć Ann znacznie poprawił się humor, a mnie jakby coś ukuło. Czy to możliwe żebym tęskniła za tamtymi czasami? Mam przecież Mario, z nim się nie nudzę, ale jednak czegoś mi brakuje...z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki.
-Ejj orientujesz? - Dziewczyna machała mi ręką przed oczami.
-Tak, przepraszam zamyśliłam się.
-No właśnie widzę, a o czym tak myślałaś?
-O dawnych czasach.
-Tęsknisz?
-Nie wiem. - Odparłam krótko. - Oglądajmy dalej. - Położyłam album z powrotem na kolanach i kontynuowałyśmy oglądanie zdjęć. Nie brakowało na nich naszych starych znajomych, ulubionych miejsc... Zauważyłam, że teraz to Ann wpatruje się przez dłuższy czas w jedno zdjęcie. Wyrwałam je jej z rąk i spojrzałam najpierw na zdjęcie, później na nią.
-Nie powinno być go na tych zdjęciach. - Pierwsza odezwała się brunetka.
-Dlaczego? Należał do paczki. - Odparłam.
-Nie należał. Wszędzie za tobą łaził.
-Czepiasz się. Pamiętaj, że to on wszystko załatwiał i dzięki niemu mogłaś uciec od problemów.
-Mam być mu wdzięczna za to, że niszczył nam wszystkim życie?
-Chciałyśmy tego ! - Krzyknęłam.
-Bronisz go. No tak zapomniałam, byłaś w nim szaleńczo zakochana.. - Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta.
-Byłam i co z tego ! Nie bronię, tylko stwierdzam fakty.
-No jasne przepraszam, że cie uraziłam !
-Daj mi spokój, wiesz jak było. Teraz liczy się tylko Mario, a reszta mnie nie obchodzi. - Wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju.
-Nieprawda. - Przysunęła się bliżej mnie i spojrzała prosto w oczy.
-Co?
-Zależy ci na nim, inaczej nie przejmowałabyś się tak tym.
-Niczym się nie przejmuje.
-Ale nie pozwalasz powiedzieć na niego nic złego.
-I co z tego?
-Zaprzeczasz prawdzie.
-Nie. Nie był zły, więc niczemu nie zaprzeczam.
-Dobrze wiesz jaki był. - Odwróciła się do mnie plecami.
-I co? Przeszkadzało ci to ? Bo mi nie, a wiesz dlaczego? Bo jesteśmy tacy sami i czego by nie zrobił nigdy ale to nigdy nie powiedziałabym, że jest zły. Obraziłabym samą siebie.
-Czyli ci zależy. - Uśmiechnęła się krzywo upierając się.
-Gówno wiesz! - Krzyknęłam i w tym momencie w mieszkaniu pojawili się Marco i Mario.
-Matka was pukać nie nauczyła !? - Krzyknęłam zdenerwowana.
-Co jej? - Marco zapytał Ann, na co ona jedynie wzruszyła ramionami.
-Dobrze, że jesteś. Wychodzimy. - Brunetka zwróciła się do chłopaka.
-Ale jak to? Co się stało?
-Nic. Wychodzimy...- Zaczęła zakładać kurtkę. Mario spojrzał na mnie pytająco.
-Nie pytaj. - Odparłam obojętnie.
-Zawsze lubiłaś niszczyć sobie życie i nadal to lubisz. - Wydusiła przez zęby Ann zwracając się do mnie.
-Ciesze się. - Uśmiechnęłam się sztucznie i para wyszła z mieszkania. - Ty też możesz iść. - Powiedziałam do Mario i usiadłam na kanapie.
-Ale...
-Wyjdź! - Krzyknęłam i zniknął za drzwiami. Wiedział, ze i tak niczego się nie dowie więc postanowił dogonić Ann, jednak i ona nic mu nie powiedziała.

Siedziałam sama w salonie i myślałam nad tym co się wydarzyło. Niepotrzebnie krzyczałam na Mario, na Ann też. Niedawno straciła dziecko, a ja tak ją potraktowałam. Jednak nie to najbardziej zaprzątało moje myśli. Tylko ON, niegrzeczny, zbuntowany piłkarzyk, którego tak kochałam.Może to za dużo powiedziane, nie kochałam go, ale byłam od niego uzależniona. Ogarnęło mnie straszne uczucie, ból którego nie da się opisać. Tęsknota, za tym co było...

 W swej głowie słyszała jego głos, na swoim ciele czuła jego dotyk, na skórze wyczuwała jego zapach.


Ann:
Wracaliśmy z Marco do domu, całą drogę wypytywał mnie co się stało. Ignorowałam go. W głowie miałam tylko rozmowę z Moniką, bałam się, że znów zapragnie wrócić do dawnego życia. Nie może tego robić, zniszczy życie nie tylko sobie ale i swoimi bliskim. Jest moją przyjaciółką, może nie chcieć się do mnie odzywać bo ja znam prawdę i wiem swoje ale nie pozwolę jej zniszczyć tego co udało się nam tu stworzyć. Straciłam niedawno dziecko, nie poddam się jednak i teraz to ja pomogę przyjaciółce. Jeśli będzie to konieczne, wyznam prawdę Marco, a on uświadomi Mario, że może stracić dziewczynę z powodu jej głupoty i niedojrzałości...
-Kochanie! Jesteśmy na miejscu. - Wyrwał mnie z zamyśleń chłopak.
-Ach tak.. - Wymusiłam uśmiech i wyszłam z auta.
-Poczekaj. - Podbiegł do mnie i złapał mnie za rękę. - Powiesz mi co się tam stało?
-Nic takiego. Różnica zdań, nic więcej. - Cmoknęłam go w policzek. Spojrzał na mnie domyślając się, że to coś poważniejszego. Kontynuowałam. - Nie chodzi o to, że się kłócimy. Znasz Monikę, jest zbyt szalona i niestety nie zawsze odpowiedzialna. Boję się, że może zrobić coś głupiego...
-To znaczy?  - Zapytał nic nie rozumiejąc.
-Zniszczy życie nas wszystkich. - Odparłam i pokierowałam się w stronę domu, zostawiając Marco samego na środku chodnika. Jednak nie znał jej na tyle dobrze, nie wiedział nic o jej przeszłości. Nie domyślał się o co może chodzić...

-------
Hyhy jestem zła ;d ale najwyższa pora, by działo się coś pomiędzy głównymi bohaterami ;d
Wczorajszy mecz cholernie emocjonujący <3 Wierzyłam do samego końca, czułam to ;3.
Nowy rozdział, taki króciutki na : http://liebe-in-dortmund.blogspot.com/

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 30

Ann:
Minęły trzy dni odkąd wyszłam ze szpitala. Trudno mi uświadomić sobie, że nie ma już mojego dziecka. Nie rozumiem dlaczego? Co ja takiego zrobiłam tym dziewczynom. Cieszę się, że Monika stanęła po mojej stronie, boję się jednak żeby nie miała przez to nieprzyjemności. Kocham ją nad życie i na pewno zrobiłabym dla niej to samo.
Ostatnie trzy dni spędziłam siedząc przed telewizorem. Wokół panował straszny bałagan, ja nie miałam do tego głowy, a Marco chodził na treningi i po powrocie nie miał już na to sił. Aktualnie siedziałam w salonie oglądając po raz setny ten sam durny serial, po chwili w domu pojawił się Marco.

-Hej skarbie. - Cmoknął ją w policzek siadając obok.
-Hej. - Odparła cicho.
-Jak się czujesz? - Zapytał obejmując dziewczynę.
-Nijak. Nic nie czuję.
-Też jest mi ciężko, ale musimy być silni. Damy sobie radę i będziemy mieć jeszcze dzieci.
-Nie wiem czy tego chcę... - Odparła i smutna powlokła się na górę do sypialni, za nią podążył zrezygnowany blondyn. Położyła się na łóżku i zaczęła szlochać, chłopak położył się obok i objął ją mocno.
-Obiecuję ci, że wszystko się ułoży. Weźmiemy ślub, będziemy mieli dzieci i będziemy szczęśliwą rodziną.
-Obiecujesz? - Odwróciła się do niego twarzą.
-Tak.  - Uśmiechnął się delikatnie i pocałował ją.
-Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - Odwzajemniła uśmiech.
-Wiesz, że jesteś całym moim światem ? - Zapytał i zatopił usta w ustach ukochanej


*
Monika:
Zbliżają się święta, Kloppowie zaprosili mnie na wigilię. To kolejna okazja, by się do siebie zbliżyć więc postanowiłam, że pójdę. Zadzwoniłam do Ann, warto byłoby kupić jakieś prezenty, a jej przyda się jakiś wypad na miasto. Po paru sygnałach odebrała.
-Tak? - Usłyszałam jej niewyraźny głos.
-Hej oświadczam ci, że to koniec użalania się nad sobą i idziemy zaraz na zakupy.
-Nie, nie mam ochoty.
-Nie marudź. Idziemy i koniec. Potrzebuje twojej pomocy.
-Nie możesz zabrać kogoś innego ?
-Nie. Za 15 minut jestem u ciebie.
-Ale...
Rozłączyłam się, nie chciałam słuchać jej przybitego głosu. Wyciągam ją na zakupy i za wszelką cenę poprawie jej humor. Wsiadłam do taksówki i pojechałam w stronę domu Reusa. Stałam pod drzwiami i nikt nie raczył mi otworzyć. Marco na pewno jest na treningu, a Ann nie chce się ruszyć tyłka. Nacisnęłam na klamkę, było otwarte weszłam do środka i nie wierzyłam co widzę. Panował tu gorszy syf niż po dobrym melanżu. Wszędzie walały się papierki, butelki, ubrania i nawet resztki jedzenia. Przeszłam do salonu torując sobie drogę nogą. Na kanapie przed telewizorem siedziała moja przyjaciółka. Nie wyglądała dobrze, rozczochrane włosy, podkrążone oczy i do tego jakiś stary powyciągany dres.
-Ugh. - Wydałam z siebie odgłos obrzydzenia. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę.
-Ach to ty. - Powiedziała krótko.
-Nawet nie zauważyłabyś jakby ktoś cie okradł. Wstawaj w tej chwili i do łazienki.
-Mówiłam ci, że nie mam sił. Proszę cie daj mi spokój...
-Nie ma mowy ! Kiedy ostatnio jadłaś coś normalnego? - Zapytałam spoglądając na resztki pizzy i słodyczy.
-Ehm nie wiem. - Odparła obojętnie.
-Okey. Won na górę a ja zrobię ci coś do jedzenia i ogarnę tu trochę.
-Nie ma takiej konieczności. - Rzekła podnosząc się z kanapy.
-Nie ma? Dziewczyno rozejrzyj się! Co widzisz?
-No trochę bałaganu jest. - Powiedziała zrezygnowana.
-Trochę... Idź się ogarnij, niedługo wychodzimy na miasto . - Zwróciłam się do niej na co ona wzruszyła tylko ramionami. W końcu ruszyła na górę. A ja zdjęłam kurtkę i powędrowałam do kuchni. Otworzyłam lodówkę, praktycznie świeciła pustkami. - Reus jak ty o nią dbasz? - Powiedziałam wściekła do siebie. Wyciągnęłam z niej resztki jakiejś wędliny i zrobiłam przyjaciółce skromne śniadanie. Postawiłam jej talerz i kubek z gorącą herbatą na stole i powędrowałam do salonu zabierając ze sobą kosz na śmieci. Zaczęłam po kolei wrzucać śmieci do pojemnika. Zaufałam Marco, że się nią zajmie, a on co pozwala jej żyć w takim syfie? Ręce opadają. Po parunastu minutach na dół zeszła Ann.
-Założysz okulary i nie będzie najgorzej. - Powiedziałam przyglądając się jej.
-Mhm.
-W kuchni zrobiłam ci śniadanie, idź a ja dokończę sprzątać.
Dziewczyna poszła do kuchni, zjadła w miarę normalny posiłek i wróciła do salonu.
-Monika.
-Hym?
-Przepraszam, wiem że chcesz pomóc, a ja mam wszystko w dupie. Jest mi ciężko to dlatego.
-Wiem i rozumiem. Nie martw się pomogę ci. A Reusowi dostanie się, że nie doba o ciebie tak jak trzeba. - Zaśmiałam się.
-Stara się, jemu też wcale nie jest lekko.
-Wiem, żartowałam ale mógłby się jednak bardziej postarać. - Odparłam. Dokończyłam sprzątać i wyszłyśmy w końcu na miasto.

Praktycznie ciągnęłam za sobą Ann, było widać, że nie ma ochoty na żadne zakupy. Ale przecież nie mogła siedzieć cały czas w domu i płakać. Omijałam szerokim łukiem dziecięce sklepy, by nie robić jej przykrości.
-Słuchaj Jurgen zaprosił mnie na wigilię i muszę kupić jakieś prezenty. - Zwróciłam się do przyjaciółki.
-Okey, wybierzemy coś.
Spędziłyśmy w galerii jakieś dwie godziny. Wybrałyśmy dla Jurgena piękny zegarek, a dla Ulli subtelny wisiorek oraz kolczyki. Mario kupiłam jakąś grę, jest od nich uzależniony więc na pewno mu się spodoba. Dla Ann nic nie kupuję, bo po pierwsze jest tu ze mną, a po drugie Mario mówił, że już coś ma. Po zakupach zabrałam przyjaciółkę do swojego mieszkania, przyda nam się babski wieczór. Ann usiadła na kanapie, a ja zadzwoniłam do Mario.
-Słucham?
-Hej skarbie. Jest sprawa.
-Tak?
-Gdzie teraz jesteś?
-No właśnie wracam z Marco z treningu.
-No to świetnie. Idźcie do niego i zróbcie męski wieczór. Ann jest u mnie i zostanie na noc.
-Okey jasne.
-Przekaż Marco, że jutro może po nią przyjechać.
-Oczywiście. Jemu też się przyda rozmowa.
-Tak, dobra będę kończyć. Papa miłego wieczoru.
-Wzajemnie, pa. Kocham cie.
-Ja ciebie też.
Rozłączyłam się i usiadłam obok przyjaciółki na kanapie.
-Załatwione, chłopaki też posiedzą razem  i nie będą nam przeszkadzać. - Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję.
-Nie ma za co, oboje potrzebujecie odpocząć. Jak się czujesz? - Zapytałam.
-Nie najlepiej, ale staram się żyć normalnie. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - Objęła mnie.
-Dałabyś radę, zawsze dajesz, teraz masz jeszcze Marco.
-Wiem, stara się mnie wesprzeć ale widać, że sam cierpi... Któraś z nas przynosi nieszczęście, odkąd się tu pojawiłyśmy cały czas coś się dzieje. - Zaśmiała się smutno.
-Znając życie, to ja. - Uśmiechnęłam się. - Co powiesz na jakiś film?
-Chętnie.
-To co, Johnny na poprawę humoru? - Zapytałam trzymając w ręce film "Wrogowie Publiczni", Ann skinęła głową. Tak spędziłyśmy przed telewizorem ponad 2 godziny.  Obie kochałyśmy Deppa, szczególnie tego niegrzecznego. Jak to my, po filmie zamiast się cieszyć wpadłyśmy w gorszy smutek i płakałyśmy po śmierci głównego bohatera prawie pół godziny..


-------
Hah takie coś ;d
Zabijecie mnie po kolejnym rozdziale, no ale cóż ;d
Jak tam po meczyku ? ;d  4:2  dla BVB i to dwa gole Juliana xd
Miłej niedzieli życzę ;)

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 29

-Hej. - Przywitałam się.
-A co ty taka miła?
-A nie mogę być miła dla koleżanki ze szkoły? - Uśmiechnęłam się i nie czekałam dłużej na jej odpowiedź tylko zadałam pytanie. - Nie widziałaś się może ostatnio z Ann?
-Yyy nie. - Było widać, że się wahała.
-Tak ? A to dziwne, bo ona się z tobą widziała. - Zmieniłam ton na groźniejszy patrząc jej prosto w oczy.
-To może jej się coś pomyliło. - Zaśmiała się i chciała wstać. Złapałam ją za rękaw i posadziłam z powrotem na ławce.
-Słuchaj to tobie się coś pomyliło. Nie wiesz z kim zadzierasz. - Stanęłam nad nią.
-O co ci chodzi?
-A jak myślisz. Byłaś dziś w parku z przyjaciółeczkami.? - Pokiwała głową. - I nie spotkałyście tam może jakiejś niewysokiej brunetki ?
-Odwal się. - Odepchnęła mnie.
-Okey, chciałam grzecznie, ale widzę, że z tobą się inaczej nie da. - Uśmiechnęłam się i rzuciłam się na nią.

*
-Ann powiedz mi proszę co się stało, że Monika tak wybiegła. - Krzyczał Mario wbiegając do sali.
-Nie pytaj, dzwoniłeś do niej?
-Tak. Nie odbiera. - Odparł.
-Jedź pod szkołę, na pewno tam będzie i raczej nie będzie to przyjemny widok.
-Co ??
-Jedź. Może cie potrzebować. - Odparła, a chłopak wybiegł ze szpitala, wsiadł do auta i popędził pod szkołę dziewczyny.
Gdy dotarł na miejsce długo się rozglądał, w końcu ujrzał jakąś szarpaninę przy przystanku. Rozpoznał ogniste czerwone włosy, bez zastanowienia podbiegł do kobiet.
-Nigdy więcej jej nie tkniesz! Albo cie zabije ! - Krzyczała czerwonowłosa do leżącej na ziemi i zwijającej się z bólu blondynki. Poczuła, że ktoś ją odciąga. -Puść mnie ! - Krzyknęła i zamachnęła się, by uderzyć trzymającą ją osobę. Na szczęście chłopak zrobił unik, a Monika dopiero teraz odwróciła się, by zobaczyć jego twarz.
-Mario. Przepraszam. - Odparła smutno.
-Żyję. - Uśmiechnął się mimowolnie.
-Zabieraj się stąd i pilnuj koleżanek, bo nie pozwolę wam psuć życia mi i Ann! - Zwróciła się do okropnie wyglądającej blondynki. Miała podbite oko, rozciętą wargę i ogólnie podrapaną twarz. Podniosła się z ziemi i resztkiem sił powlokła się gdzieś.
-Nie przesadziłaś? - Mario zwrócił się do dziewczyny.
-Chyba żartujesz. - Uśmiechnęła się czerwonowłosa.
-Bohaterka. To już nie pierwszy raz.
-Mój chłopak trenuje boks, nie mogę być gorsza. - Przytuliła się do niego.
-Tak, ale może zmień ludzi na worek? - Pokręciła przecząco głową i wybuchnęli śmiechem. -Wracajmy do domu, ciebie też trzeba opatrzyć. - Stwierdził dotykając jej rozciętych ust.
-Przeżyje, ale muszę do łazienki, bo mam pod paznokciami jej tapetę z ryja. - Zaśmiała się i ruszyli do auta chłopaka.
Gdy dojechali do mieszkania Moniki, pierwsze co zrobiła to rzuciła się do łazienki, aby się umyć. Wychodząc, zobaczyła, że na kanapie siedzi gotowy już Mario. Trzymał w ręce opatrunki i wodę utlenioną.
-No niee, daj spokój.
-Rzuciłaś się na faceta w barze, teraz pobiłaś jakąś laskę, a wody utlenionej się boisz? - Zaśmiał się i przyciągnął do siebie dziewczynę. - Siadaj.
-Ych. - Westchnęła grzecznie siadając na stoliku, na przeciwko Mario.
-Pokaż tą buźkę. - Uśmiechnął się i uniósł podbródek dziewczyny. Następnie przemył rozcięcie na ustach i zadrapany policzek.
-Ałłłaaa !
-Spokojnie. Jeszcze rączka.
-Nie.
-Tak, dawaj.
-Nie moja wina, że miała półmetrowe paznokcie, z których teraz raczej nic nie zostało. - Zaśmiała się i wyciągnęła skaleczoną dłoń. Obmył ranę i zakleił opatrunkiem.
-No i gotowe. - Uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
-Możemy wracać do szpitala? - Zapytała.
-Z podrapaną twarzą ?
-Zarzucasz mi, że źle wyglądam? - Udała obrażoną.
-Ty zawsze pięknie wyglądasz. - Pocałował ją.
-Okey to idę się przebrać i jedziemy do Ann.
Dziewczyna po chwili wróciła przebrana, zarzuciła kurtkę i wyszli razem do szpitala.
Weszli do sali w której znajdowała się Ann i przyglądali się dziwacznym minom ich przyjaciół.
-Ducha zobaczyliście ? -  Zaśmiała się Monika.
-Biła się... - Stwierdziła Ann, a Mario spojrzał na nią uśmiechając się.
-Kto się bił? Bo mnie chyba coś ominęło. - Zaśmiała się i zaczęła rozglądać po sali czerwonowłosa.
-No tyy !! - Krzyknął Reus.
-Ja? Niee. Kot mnie podrapał.
-Aaa. - Uwierzył jej blondyn.
-Marco idioto ona nie ma kota! - Zwróciła się do chłopaka Ann.
-Oo biła się! - Zauważył inteligentnie Marco.
-Haha, a gdybyście zobaczyli tą drugą. - Zaśmiał się Mario.
-Dziękuję. - Ann wyciągnęła ręce i dziewczyny wtuliły się w siebie.
-No to nieźle, już drugi raz bijesz się w jej obronie. - Powiedział Marco.
-Daj spokój. - Rzekła Monika i usiadła na łóżku obok przyjaciółki zauważając, że na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

------------------------
Nowy rozdział również tu http://liebe-in-dortmund.blogspot.com/
I muszę Was powiadomić, że teraz nie będzie codziennie rozdziałów, bo chyba najwyższa pora ogarnąć sprawę z egzaminami ;d.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 28

-Przykro mi... dziecka nie udało się uratować.
-Coo?! - Krzyczał Reus. Nogi się pode mną ugięły, nie wytrzymałam i wtulona w Mario rozpłakałam się.
-Ale jak to ? Co się stało? - Wydukał mój chłopak.
-Ból spowodowany był najprawdopodobniej jakimś silnym uderzeniem, którego dziecko przeżyć nie mogło. Naprawdę mi przykro, teraz muszę państwa zostawić i wracać do pacjentki.
-Uderzeniem? - Wyjąkałam patrząc na Reusa. - Gdzieś ty do cholery był?! A może to twoja sprawka? - Podeszłam do blondyna.
-Czy ty siebie słyszysz? Myślisz, że skrzywdziłbym ją ? - Zaczął krzyczeć.
-Ty mi powiedz. - Wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Poczułam nagle czyjeś ręce na sobie, to Mario odciągał mnie od Reusa, bo nie wytrzymałam i o mało się na niego nie rzuciłam.
-Spokojnie kochanie. Marco wiesz co się stało? - Zwrócił się do przyjaciela.
-Nie wiem, wróciłem ze sklepu, a ona siedziała skulona trzymając się za brzuch. Od razu zadzwoniłem do ciebie. - Wskazał na mnie.
-Wychodziła gdzieś ?
-Raczej nie.
-Może uderzyła się o coś. - Powiedział mój chłopak.
-Oby, bo inaczej zabije tego kto ją tknął. - Usiadłam na krześle, a zaraz za mną chłopcy.
-Marco przepraszam, nie powinnam cię oskarżać ale...
-Rozumiem, nieważne. Teraz liczy się tylko Ann.
Spędziliśmy jeszcze jakiś czas na korytarzu. Było mi przykro, że moja przyjaciółka straciła dziecko. Bardzo go pragnęła, mimo młodego wieku była gotowa zostać matką . Wiedziała, że da radę i macierzyństwo da jej jedynie szczęście. Teraz jej marzenia związane z tym legły w gruzach. Ale co takiego się stało, uderzyła się? Czy może ktoś jej pomógł?
W końcu dziewczyna została przywieziona na sale, od razu całą trójką wbiegliśmy do pokoju.
-Skarbie jak się czujesz? - Przytulił ją Reus.
-Źle, co się stało? - Zapytała nic nie wiedząc.
-Źle się poczułaś i przywiozłem cię do szpitala...
-Wiem ale co dalej ? - Dopytywała. Spojrzeliśmy po sobie niepewnie i Ann instynktownie dotknęła brzucha.
-Marco? Co z dzieckiem?  - Wydusiła przez nabierające się jej do oczu łzy.
-Przykro mi. - Popłynęły mu łzy po policzkach. Dziewczyna nie wierzyła.
-Ale jak ? Dlaczego? - Krzyknęła.
-Sami chcielibyśmy wiedzieć. - Odparłam spoglądając na Reusa.
-Gdzie moje dziecko ?!?! - Krzyczała.
-Kochanie... - Nie pozwoliła mu dokończyć.
-Wyjdź ! - Krzyczała.
-Mario zabierz go. - Zwróciłam się do chłopaka. Zrobił tak jak kazałam, zabrał na korytarz zapłakanego przyjaciela.
-Ann uspokój się. - Usiadłam obok niej na łóżku.
-Łatwo ci mówić. - Mówiła zdenerwowana. - Straciłam dziecko ! Rozumiesz?!
-Wiem. - Krzyknęłam. - Proszę cie uspokój się, myślisz, że jemu jest łatwo?
-Ale moje dziecko... - Powtarzała dotykając brzucha.
-Właśnie. Powiedz mi co się stało? Lekarz powiedział, że straciłaś dziecko przez jakieś silne uderzenie. - Spojrzałam na nią pytająco, zaczęła błądzić wzrokiem. - Ann?
-Jaa...
-No co jest? Ktoś ci coś zrobił? Nie uderzyłaś się sama prawda? - Zapytałam ściskając jej rękę.
-Ja wyszłam tylko na spacer, przewietrzyć się.... 
-Proszę cię, powiedz...
-Podeszły do mnie krzycząc, że nie mamy prawa być szczęśliwe. Do ciebie też coś mają, uważaj na siebie.
-Ann do cholery, dam sobie radę. Mów.
-Gadały jakieś obrzydlistwa na nas i wtedy chciałam odejść ale... jedna z nich zadała mi cios łokciem w brzuch... - Wybuchnęła płaczem.
-Boże... - Popłynęły mi łzy po policzkach. - Ann... - Przytuliłam ją.
-Powiedziały, że to nie koniec. - Jąkała przez łzy.
-Kto to był ? - Zapytałam.
-A jak myślisz, trójka modniś z liceum, które uwzięły się na nas już pierwszego dnia... - Nie dałam jej skończyć, wybiegłam z sali przewracając krzesło.
-Monika! - Słyszałam jej krzyk za sobą.
-Idź do niej. - Zwróciłam się do Marco i chciałam wybiec ze szpitala, ale Mario mnie zatrzymał.
-Ejj co ty robisz ? Co się stało?
-Zabije je.. - Wysyczałam i wyrwałam mu się wybiegając ze szpitala.
Nie zastanawiałam się długo gdzie mogą być, pobiegłam pod szkołę, tam na przystanku zawsze spędzały większość czasu. Po drodze dzwonił mi parę razy telefon, to Mario,  ignorowałam jednak dzwonienie i szłam przed siebie. Nie myliłam się, gdy dotarłam były tam, no może nie były, bo była tylko jedna z nich ale mi to w zupełności wystarczy. Podeszłam do niej uśmiechając się sztucznie i usiadłam obok niej na ławce.
-----------------------
Miało być przed meczem, ale jakoś tak wyszło ;d
No i jak wrażenia po meczu? Jak dla mnie zły nie był, ale boli, że po tylu akcjach nie padł żaden gol... Czemu Mario marnował takie okazje miał 2-3 100 grr. pocieszeniem jest, że walczył w miarę przyzwoicie ;d Marco też jakoś mało widoczny.  Szkoda, że chłopcy nie grają tak jak jesienią. Kto widział mecz wie jak było. Te bramki to jakieś zaczarowane były, każdy w bramkarza. Oby nie było tak, że chłopcy myślą, że załatwią sprawę na SIP i wygrają, bo jeszcze nic nie wiadomo. Wiadomo  nasi kibice, swój stadion, ale Malaga może mieć swój dzień i jak zacznie strzelać to wiadomo co się stanie. Liczę, że na ćwierćfinale się nie skończy, a chłopcy się obudzą bo dziś jakby jacyś zmęczeni.
Przepraszam, że tu ale brakuje mi czasu na pisanie notki na odpowiednim blogu, może po południu coś napiszę, więc chętnych do poczytania o meczu wieczorem zapraszam tu : http://borussia-dortmund-09.blogspot.com/

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 27

Zauważył mnie, patrzyliśmy się prosto na siebie.
-Mario wracajmy już. - Zwróciłam się zakłopotana do chłopaka.
-Już?
-Tak, niedługo mamy samolot.
-Rzeczywiście, okey chodźmy.
Równo o 19 siedzieliśmy w samolocie, Mario zmęczony zasnął, a ja rozmyślałam. To był błąd, niepotrzebnie szłam na stadion. Widział mnie, wszystkie wspomnienia wracają. Obiecałam jednak mamie, że tego nie zepsuję. Nie postąpię tak jak ona. W tym momencie spojrzałam na śpiącego Mario. Wyglądał tak słodko, mama ma rację mam przy sobie ogromne szczęście. Nie wolno mi nic zepsuć. Uśmiechnęłam się i wtuliłam w niego.
Po paru godzinach wylądowaliśmy w Dortmundzie. Chłopak pojechał do rodziców się wyspać, a ja pierwsze co zrobiłam to pobiegłam do domu Kloppów. Opowiedziałam Jurgenowi całą rozmowę i stwierdziliśmy, że możemy spróbować zachowywać się jak ojciec z córką.

*
Mamy środek grudnia. Kloppowie zaprosili mnie i Mario na obiad, rodzinny obiad. Od rana szykowałam się, by wyglądać jak najlepiej. Około 13 chłopak po mnie przyjechał i po niecałych dwudziestu minutach staliśmy pod domem trenera Mario, a mojego ojca.
-Witajcie. Wejdźcie. - Zaprosił nas do środka Jurgen.
-Dzień dobry. - Odparliśmy i weszliśmy.
-Pięknie wyglądasz. - Uśmiechnął się zwracając się do mnie.
-Dziękuję. - Odwzajemniłam uśmiech.
-Chodźcie do jadalni. - Wskazał nam drogę i podążyliśmy wspólnie do pomieszczenia gdzie unosił się piękny zapach przeróżnych dań. Spędziliśmy wesoło czas rozmawiając i śmiejąc się. Świetnie rozmawiało mi się z Ullą, postanowiłyśmy, że musimy się kiedyś razem wybrać na zakupy. Bardzo się cieszę, że otaczają mnie tacy ludzie. Jestem tu naprawdę szczęśliwa.
Z codziennych spraw przeszliśmy do tematu piłki nożnej. Uwielbiałam gdy Jurgen u niej mówił, było widać u niego ogromne zafascynowanie i entuzjazm. Dyskusję na temat kolejnego, a zarazem ostatniego już w tej rundzie meczu przerwał nam dzwoniący telefon. Mój telefon, ku mojemu zdziwieniu był to Marco. Przeprosiłam towarzystwo i odeszłam od stołu do salonu połączonego właśnie z jadalnią. Także wszyscy nadal mogli słyszeć moją rozmowę.
-Marco? Co jest ? - Zapytałam. Zaczął coś krzyczeć, nic nie rozumiałam.
-Ejj spokojnie, powiedz jeszcze raz. - Uspokoiłam go.
-Ann, coś z nią nie tak.
-Ale jak to ?
-Nie wiem, siedzi skulona i płacze z bólu. To chyba coś z dzieckiem. - Słyszałam, ze płakał. Z wrażenia osunęłam się na kanapę.
-Ale jak to ? - Zapytałam niedowierzając, nagle oczy wszystkich siedzących przy stole zwróciły się w moją stronę. Poczułam łzy spływające mi po policzkach.
-Monika ja nie wiem co robić. -Krzyczał
-Jak to nie wiesz co robić. Zabierz ją do szpitala idioto ! Po co dzwonisz do mnie, ja nic nie mogę zrobić! - Nawrzeszczałam na niego. - Zaraz przyjadę.
-Okey. - Rozłączył się. Nie wiedziałam co myśleć. Ann nie mogło się nic stać, dziecku też nie, tak bardzo go chciała.
-Co się stało? - Pojawił się przy mnie Jurgen.
-Coś z Ann, nie wiem. Musimy jechać do szpitala. - Zwróciłam się do Mario.
-Jasne. - Zerwał się i pobiegł po kurtki.
-Zadzwonię jeśli się czegoś dowiem. - Powiedziałam do Jurgena.
-W porządku. Jedźcie. - Powiedział i pomógł założyć mi kurtkę.
-Dziękujemy za obiad. - Krzyknął wychodząc Mario.

Chłopak jechał do szpitala jak szalony, wiedział jak bardzo zależy mi na przyjaciółce. Byłam cała roztrzęsiona, bałam się o nią.
W końcu wbiegłam do szpitala, krzycząc gdzie jest Ann. Wkrótce pojawił się przy mnie Mario.
-Uspokój się, zaraz dowiemy się co z nią.  - Nie odpowiedziałam, rozpłakałam się, a chłopak mnie przytulił. Ruszyliśmy korytarzem przed siebie. Na krześle zauważyłam zapłakanego Marco.
-Marco ! - Krzyknął mój chłopak.
-Marco co z nią, co się stało ? - Kucnęłam przy nim.
-Nie wiem. - Szlochał.
-Ej stary, na pewno będzie dobrze. - Poklepał go po plecach Mario.
-Gdzie ona jest? - Zapytałam. - Rozmawiałeś z lekarzem ? - Nie czekałam na odpowiedź, zadając kolejne pytanie.
-Tak. - Odparł krótko.
-I co ? Mów do cholery. - Krzyknęłam.
-Powiedział, że konieczny jest jakiś zabieg.
-Zabieg? - Zapytał Mario.
-Nie wiem o co chodzi. Chyba jest źle. - Ponownie wybuchł płaczem Reus.
-Dziecko. - Powiedziałam łamiącym się głosem.
-Co ? - Spojrzeli na mnie chłopcy nic nie rozumiejąc.
-Coś musi być z dzieckiem. - Osunęłam się na krzesło wybuchając płaczem.
Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas rozmyślając co się mogło stać. Nagle z sali wybiegł lekarz. Po jego minie było widać, że coś jest nie tak.
Poderwaliśmy się z krzeseł.
-Co z nią ? -Zapytałam. Zignorował jednak moje pytanie i zwrócił się do Marco.
-Pan jest ojcem dziecka?
-Tak. -Przytaknął zdezorientowany.
-Przykro mi...
----------
Masło maślane z tego opowiadania ;d.  Teraz skupię się już tylko na Monice.
Jutro LM <3. Postaram się dodać jeszcze jeden rozdział przed meczem . :)

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 26

Następnego dnia z samego rana wsiedliśmy do samolotu lecącego do Warszawy. Umówiłam się wcześniej z matką aby przyjechała do stolicy. Jednak nie byłam w stanie spotkać się z człowiekiem, który mnie tak nienawidził. Tak więc wysiedliśmy z samolotu i ruszyliśmy do niewielkiej kawiarni w której czekała już Aneta Olszewska.
-Jest. - Powiedziałam do Mario, wskazując na kobietę siedzącą przy jednym ze stolików.
-Idziemy ? - Zapytał.
-Mhm. - Kiwnęłam głową.
-Hey. - Powiedziałam stając przed matką.
-Córeczko, witaj. - Uścisnęła mnie, miała łzy w oczach. Czyżby wiedziała w jakim celu przyjechałam?
-Dzień dobry. - Odezwał się Mario, dopiero teraz go zauważyła.
-Witaj, ty zapewne jesteś chłopakiem mojej córki. - Uśmiechnęła się delikatnie podając mu rękę. - Aneta.
-Mario, miło mi . - Odwzajemnił uśmiech.
-Usiądźcie. - Wskazała na krzesła. Siedzieliśmy chwilę w ciszy. W końcu mama przerwała milczenie.
-Domyślam się  po co przyjechałaś. - Zwróciła się do mnie.
-To dobrze, nie będę musiała wszystkiego tłumaczyć.
-Przepraszam cie, nie chciałam żeby tak wyszło. - Odezwała się spoglądając niepewnie na Mario, nie wiedziała czy może przy nim mówić.
-On wie. - Powiedziałam.
-Ach. Więc Jurgen na pewno ci wszystko opowiedział.
-Opowiedział, ale dlaczego? Mamo zniszczyłaś tym nie moje życie, ale całej rodziny. - Zaszkliły mi się oczy.
-Wiem i żałuję. Córeczko zrozum byłam wtedy młoda, głupia, a.. - Zawahała się. - a twój ojciec, zakochałam się w nim. Wiem, że źle postąpiłam, miałam męża, syna. To była chwila słabości, na tym miało się skończyć, ale zaszłam w ciążę.- Po policzku popłynęły jej łzy. - Jednak nie żałuję, bo mam teraz ciebie... i liczę, że ty będziesz szczęśliwa.
-Mamo...
-Posłuchaj, nie chcę byś płaciła za moje winy. Bądź szczęśliwa, ułóż sobie życie, może być daleko stąd. Nieważne. Masz wspaniałego chłopaka przy sobie. - Wskazała na obejmującego mnie Mario. - I nie zepsuj tego tak jak ja to zrobiłam. 
-Nie zamierzam. - Uśmiechnęłam się dotykając jej dłoni.
-Mogę mieć do ciebie prośbę ? - Zapytała mama.
-Tak.
-Daj szansę ojcu. Zawsze chciał cie poznać, ale nie pozwalałam mu. Gdy widziałam jak bardzo fascynowałaś się Dortmundem i tym klubem wiedziałam, że prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw, bo zawsze dążysz do celu i spełniasz swoje marzenia. Postaraj się stworzyć z nim prawdziwą relację ojciec - córka. Zasługujesz na to by mieć ojca, a on nim jest i wiem, że da ci szczęście. Nie bez powodu się w nim zakochałam. - Zaśmiała się delikatnie.
-Dobrze. Postaram się. Mamo, nadal coś do niego czujesz?
-Nie wiem to nie miałoby znaczenia, ważne abyś ty była szczęśliwa. - Uśmiechnęła się.
-Kocham cie mamo.
-Ja ciebie też. - Rozkleiła się i przytuliła mnie. - No nic może zmienimy temat ? Skoro już przyjechaliście oboje to warto się poznać. - Uśmiechnęła się do Mario.
-Jak się poznaliście? - Kontynuowała.
-Emm w klubie na dyskotece. - Odparł mój chłopak.
-Cała Monika. - Zaśmiała się. Przymrużyłam oczy, dobrze mnie znała i wiedziałam, że może domyślać się jak zaczęliśmy znajomość. Mario widząc moją minę zaśmiał się.
-O co chodzi ? - Zapytał.
-O to, że wiem jak imprezuje moja córka i zapewne nie mylę się w jaki sposób przebiegała ta dyskoteka. - Powiedziała śmiejąc się, a Mario się przestraszył.
-Spokojnie, nie pochwala mojego zachowania, ale już się przyzwyczaiła. - Powiedziałam spoglądając na mamę.
-Najważniejsze, że jesteście szczęśliwi. Bo jesteście prawda? - Zapytała.
-Tak. - Odparłam zadowolona.
-I to bardzo. - Powiedział Mario całując mnie w policzek.
-Cieszę się.
-Wiesz, przyjechałam tu z zamiarem wyżycia się na tobie, nie rozumiałam jak mogłaś to zrobić, ale nie potrafiłabym. Za bardzo cię kocham i wcale ci się nie dziwie, że to zrobiłaś. Klopp to świetny człowiek, a ojciec Michała ( brata ) nigdy taki nie był. - Uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Może dlatego nie żałuję. - Zaśmiała się. - Tylko przykro mi, że ty na tym ucierpiałaś.
-Wiem, ale nie wracajmy już do tego.
Rozmawialiśmy jeszcze około godziny o mnie, Mario o Dortmundzie, przyszłości i wszystkim. Nie gniewam się już na nią, rozmowa dobrze mi zrobiła.
-Mamo cudownie było się znów z tobą zobaczyć, ale musimy się już zbierać. Jeszcze dziś wracamy do Dortmundu, a chciałabym odwiedzić jeszcze jedno miejsce.
-W porządku, też już powinnam wracać.
-Mamo,  przekaż ojcu... ojcu Michała, że mu wybaczam. Rozumiem jego zachowanie w stosunku do mnie. Nie chcę całe życie być na niego obrażona, ale nie zobaczę się z nim więcej... - Urwałam.
-Dobrze, rozumiem.  Przekażę mu. - Odparła obejmując mnie. Uścisnęła jeszcze Mario i już mieliśmy wychodzić.
-Córeczko, nie wracaj do przeszłości nie psuj tego co masz. - Szepnęła mi na ucho, domyślając się jakie miejsce chce odwiedzić.
-Nie zepsuję. Obiecuję. - Przytuliłam ją jeszcze raz i wyszłam z chłopakiem z kawiarni.
-Masz jednak wspaniałą mamę. - Powiedział Mario gdy szliśmy już chodnikiem.
-Wiem. - Uśmiechnęłam się.
Po kilku minutach staliśmy przed stadionem. Dobrze wiedziałam, że chłopcy mają teraz trening otwarty dla kibiców. Bez problemu weszliśmy na trybuny i podziwialiśmy jak trenują. Był tam, biegał razem z innymi.
-Tak w zasadzie to dlaczego akurat tutaj ? - Zapytał Mario.
-No wiesz, miłość do klubu jeszcze z dzieciństwa. - Skłamałam. Do klubu ? Nie w sercu miałam tylko jeden klub Borussię Dortmund.
Przez kilka minut obserwowaliśmy chłopaków, w pewnym momencie spojrzał w moją stronę . Tak, dałabym sobie rękę uciąć, że spojrzał właśnie tu. Zauważył mnie, patrzyliśmy się prosto na siebie.

----------------
Wiem, krótko ale dziś mnie olśniło i zmieniam pół opowiadania, które miałam już prawie w całości napisane.
Myślę, że wyrobie się w 40 rozdziałach, no może nawet mniej wyjdzie. Także powoli zbliżamy się do końca. Jednak dziać się będzie jeszcze dużo ;).
Zapraszam do czytania i komentowania.