sobota, 30 marca 2013

Rozdział 25

Zrobiła się porządna zima. Wszędzie biało, gdy chodzę na treningi chłopców, widzę jak ciężko jest Jurgenowi. Teraz zamiast ćwiczyć bawią się w śniegu. Rzucają śnieżkami albo lepią bałwany, lub swoje podobizny. Zachowują się gorzej niż w przedszkolu.
Tego dnia razem z Ann wybrałyśmy się na trening.
-Sieeema ! - Krzyknęłam.
-No hej. - Uścisnęła mnie. Usiadłyśmy na ławce i podziwiałyśmy wygłupy chłopaków, swoim zachowaniem potrafią każdemu poprawić humor bez względu na wszystko. Po skończonym treningu chłopcy przebrani już podbiegli do nas.
-Hej kochanie. - Pocałował mnie Mario.
-Hej, co tam Reus? - Zapytałam
-Siemka, świetnie bo moja Ann tu jest. - Wyszczerzył zęby.
-Mario ty też mógłbyś czasem coś takiego powiedzieć. - Zaśmiałam się i szturchnęłam chłopaka.
-Po co, świetnie wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza i udowadniam to czynami, nie pustymi słówkami. - Uśmiechnął się i przytulił mnie.
-Wow, jestem pod wrażeniem . - Zaśmiała się Ann.
-Haha nie no świetnie. My idziemy na zakupy. - Zwróciłam się do chłopaków.
-To my idziemy do Marco na Fifę - Ucieszył się Mario.
-Okey, pilnuj Ann. - Zwrócił się do mnie blondyn.
-Tak jest ! - Zasalutowałam i wybuchnęłam śmiechem. Pożegnaliśmy się i ja z przyjaciółką ruszyłyśmy do galerii, a chłopcy do Marco. Spędziliśmy wspaniale razem czas, dawno nie byłam nigdzie sama z Ann. Brakowało mi tego, naszych rozmów i zakupów. Dopiero dziś, gdy Ann rozpięła kurtkę, zauważyłam, że delikatnie zaokrąglił jej się brzuszek.
-Wiesz już czy to chłopiec czy dziewczynka? - Zapytałam wychodząc z galerii. Jest moją najlepszą przyjaciółką, a przez ostatnie zamieszanie nie mam pojęcie co się u niej dzieje.
-Chyba dziewczynka. - Uśmiechnęła się.
-Super! A myśleliście nad imieniem ?
-Ja chce Nicole, ale Marco upiera się przy Elenie.
-Nicole , Nikola. Jak dla mnie super. A Elena? Oszalał?! Jeszcze jakiś Stefan albo Damon ją dopadnie i co zrobicie. - Śmiałam się, bo pamiętam, że Ann jeszcze w Polsce była wielką fanką Pamiętników Wampirów
-Haha racja, trzeba go uświadomić, że jakiś wampir może ją dopaść. - Zaśmiała się i zaraz obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-To musi być super, co nie ? - Zapytałam.
-Ciąża ? - Zapytała, kiwnęłam głową. - Masakra Haha, ale później móc trzymać to maleństwo. - Rozmarzyła się.

Wspólnie obładowane zakupami wkroczyłyśmy do domu Marco no i oczywiście Ann. Chłopcy siedzieli przed TV grając w Fifę i wydzierając się na cały dom. Ktoś spokojnie mógłby wejść  i ich okraść a oni by nie zauważyli.
-Sieeeeeeeeeeeeema ! -Krzyknęłam na cały dom, aż chłopcy podskoczyli.
-Haha gdybyście widzieli swoje miny . - Śmiała się Ann.
-Ejj no co jest, nam takie rzeczy robić . - Udawał smutnego Reus.
-Ojoj biedactwo. - Przytuliła go Ann. A ja odstawiłam zakupy i usiadłam na kolanach Mario.
-Co tam gracie. Który lepszy?
-Jaa. - Krzyknęli obaj naraz.
-Haha dobrze wiedzieć. - Powiedziałam.
-Dawaj ten plastik, zaraz nakopię Reusowi. - Wyrwałam Mario pada i usiadłam wygodnie między chłopakami.
-Haha chciałabyś. - Zaśmiał się Marco.
Po 10 minutach gry Mario zapytał.
-Pomóc ci?
-Chyba zwariowałeś.Lepiej poradzę sobie sama. - Zaśmiałam się. - Zaraz mu nakopię.
-Jak chcesz. - Udał obrażonego,  a ja w tym czasie strzeliłam gola.
-Haa i co !!!! - Krzyczałam i skakałam z radości. - Łyso ci?
-Nie, z moją fryzurą wszystko w porządku. - Powiedział Reus macając się po włosach.
-No chyba niekoniecznie . - Zaśmiałam się i poczochrałam go po włosach.
-Ejj wiesz ile to układałem ! - Krzyknął.
-No na pewno dłużej niż ja swoją. - Zaśmiałam się. Wkrótce wszyscy się śmialiśmy. I tak wygrałam 3:2. Mario był ze mnie dumny, ja z siebie też. Pokonałam niedobrego Reusa, jeah.
Siedzieliśmy razem aż do wieczora. Następnie Mario odwiózł mnie do mieszkania, a później sam pojechał do siebie.

*
Następnego dnia po szkole postanowiłam odwiedzić Jurgena. Staliśmy się dla siebie przyjaciółmi, może nie traktuję go jeszcze jak ojca, ale być może niedługo się to zmieni. Z Ullą również się zaprzyjaźniłam, to wspaniała kobieta. Otworzył drzwi i mnie uścisnął, weszłam do środka i porozmawialiśmy jakiś czas.
-Wiecie, chyba chciałabym pojechać do Polski. Muszę pogadać z mamą. - Oświadczyłam.
-W porządku. Jeśli tego chcesz, to dobrze. - Rzekł Klopp.
-Ale nie boisz się spotkania z ojcem ? - Zapytała Ulla.
-On nie jest moim ojcem. - Uśmiechnęłam się do Jurgena.
-Ale..
-Nie, najwyższa pora, żeby wszystko wyjaśnić. - Rzekłam uśmiechnięta.
-Może mógłbym jechać z tobą ? Też powinienem z nimi porozmawiać. - Zaproponował.
-Może, ale myślę, że jeszcze za wcześniej. Pewnie wyniknie z tego tylko afera. Jeżeli będzie to możliwe to spotkam się tylko z mamą, nie chce wracać do domu.
-Dobrze, ale zabierz ze sobą Mario. On cie zawsze wesprze, z nim będzie ci łatwiej. - Powiedziała Ulla.
-Zgadzam się. - Rzekł Klopp.
-Tak, zabiorę go ze sobą. - Uśmiechnęłam się. - Późno już, będę się zbierać. Dziękuję za rozmowę i do widzenia. - Uśmiechnęłam się.
-Pa. - Odparli i odprowadzili mnie do drzwi.

*
Będąc już w mieszkaniu zadzwoniłam do Mario.
-Hej kochanie.
-Hej. - Odparł.
-Słuchaj zabieram cię do Polski .
-Do Polski?
-Tak, nie chcesz?
-Chcę jasne, że chcę. Z tobą wszędzie. Ale po co ?
-Muszę pogadać z mamą, a stwierdziłam, że skoro ja tam jadę, to mogłaby od razu i ciebie poznać. - Uśmiechnęłam się do telefonu.
-Chętnie. Ale będę się stresował. - Zaśmiał się.
-Daj spokój. Ja sobie poradziłam z twoimi rodzicami to i ty dasz radę.
-Okey.
-No to co, jedziemy jutro o 10.
-Jutro? O ty już wszystko załatwiłaś.
-A jakżeby inaczej. Haha wiedziałam, że się zgodzisz żeby ze mną jechać więc nie miałam się nad czym zastanawiać.
-Okey to ja już się pakuję i jeszcze dziś do ciebie przyjeżdżam.
-Dziś? Teraz?
-Noo, a co?
-Czekaj, wygonię kochanka !
-Co ?
-Haha nic, czekam. Kocham Cie.
-No ja myślę. - Zaśmiał się. - Ja ciebie też. Będę za pół godzinki.
-Okey. Pa
Rozłączyłam się i poszłam przygotować kolację. Dokładnie to płatki na mleku, niestety nie byłam mistrzem kuchni. Zjadłam i chwilę pooglądałam telewizję. Po jakimś czasie w moim mieszkaniu pojawił się Mario z "bananem" na twarzy
-Co ? - Zapytałam rozśmieszona jego miną.
-Gdzie ten kochanek? - Śmiał się i zaczął rozglądać się po mieszkaniu.
-Ymm w sypialni.  - Mario pobiegł do sypialni i wrócił po chwili mówiąc, że nikogo tam nie ma.
-No bo teraz jest w salonie. - Zaśmiałam się.
-Taak? - Poruszał brwiami i przysunął się do mnie. Zaczął mnie całować
-Wiesz na co mam ochotę? - Zapytałam przygryzając wargę.
-Mmmm na co ? - Ponownie mnie pocałował.
-Na kąpiel. - Zaśmiałam się i wstałam.
-Oo ty. Nadziei mi narobiłaś i teraz porzucasz? - Wstał oburzony.
-Mhm. - Zrobiłam minę niewiniątka.
-Za karę ja idę pierwszy się kąpać a ty tu siedź. - Ruszył w stronę łazienki .
-Marioooo ! A może jednak ja pójdę pierwsza? - Zagrodziłam mu wejście do łazienki.
-Nie ma mowy. - Ruszył przed siebie wymijając mnie.
-To może pójdziemy razem, co? - Zapytałam kładąc rękę na jego klatce i przygryzając wargę.
-Poważnie ? - Oczy mu się rozświetliły.
-Mhm. - Pocałowałam go. - Ale mógłbyś mi przynieść piżamkę z pokoju ? - Zrobiłam minę Shreka.
-Okey, zaraz wracam. - Cmoknął mnie i pobiegł do sypialni.
-Naiwniak! - Krzyknęłam za nim i wbiegłam do łazienki zamykając się.
-Ejjj... - Krzyczał pod drzwiami . - Oszustka, nie dostaniesz piżamy !
-Żaden problem. - Śmiałam się.
-Tak ? Zobaczymy. - Odkrzyknął i odszedł od drzwi.
Wzięłam długą i gorącą kąpiel. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Mario nie było w salonie, no chyba nie obraził się na poważnie? Ruszyłam w stronę pokoju, zajrzałam do środka. Nie było go. Nagle poczułam, że ręcznik mi się zsunął, a raczej ktoś mi go ściągnął. Odwróciłam się przede mną stał Mario z łobuzerskim uśmiechem, a ja stałam przed nim kompletnie naga.
-I co nie potrzebujesz piżamki ? - Zamruczał .
-Nie. - Pokręciłam głową z uśmiechem, zarzuciłam mu ręce na szyję i zaczęłam całować. Całowaliśmy się całą drogę do łóżka, po drodze Mario również zgubił ubrania. Spędziliśmy razem cudowną noc, w końcu zmęczeni zasnęliśmy przytuleni do siebie.
-----------------------------
To tak na święta taki bardziej radosny ;d
Więc chciałabym życzyć Wam wszystkiego najlepszego z okazji świąt. Szczęścia, radości, abyście zawsze dążyły do wyznaczonego celu i spełniały swoje marzenia. A tym piszącym również dużooo weny ;)
-bonus zdjęcie chłopców po meczu <3.
Ps. Szkoda Marcela, nieszczęście na samym początku meczu, a pomyśleć, że to ja wczoraj potłukłam lusterko ;d. Na szczęście to niegroźne złamanie i raczej zagra z Malagą .
https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak-snc6/8084_462820897120088_20374145_n.jpg

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 24

-Mario jak się zaraz nie obudzisz to zwariuję. - Wybuchnęła płaczem i położyła głowę na łóżku ściskając jego rękę. 
Cała zapłakana z rozmazanym makijażem, poczuła delikatny ruch dłoni, którą ściskała. Poderwała głowę i spojrzała na chłopaka. Ruszał dłonią i powoli otwierał oczy. Nie wierzyła. Szybko wstała i zawołała.
-Doktorze!!!
-Mario, kochanie. - Po policzkach spływały jej łzy, lecz tym razem były to łzy szczęścia.
-Co się dzieje? - Do sali wbiegł lekarz, za nim chcieli wejść Ann z Marco przestraszeni krzykami dziewczyny ale nie pozwolono im.
-Poruszył się, otwiera oczy ! - Krzyczała szczęśliwa dziewczyna
-Proszę się odsunąć, a najlepiej wyjść.
-Ale.. - Wyszła zawiedziona, ale szczęśliwa, czyżby jej chłopak się wybudzał?
-Monika co się tam dzieje? - Zapytała Ann.
-Chyba się budzi. Nie wiem, ruszył ręką. - Zadowolona rzuciła się na szyję przyjaciółki.
-W końcu dobre wieści. - Rzekł Marco.
Lekarz siedział u Mario dobre 15 minut, zniecierpliwieni przyjaciele siedzieli na korytarzu wyczekując jakichkolwiek wieści. W końcu w drzwiach pojawił się niewysoki mężczyzna.
-Doktorze co z nim ? - Pierwszy poderwał się Marco.
-No cóż... - Spojrzeli po sobie pełni strachu. - Mam przyjemność zawiadomić państwa, że pan Goetze właśnie wybudził się ze śpiączki. - Uśmiechnął się, Monika nie panowała nad sobą, rzuciła się na doktora i uściskała go.
-Przepraszam. - Rzekła odrywając się od niego.
-Spokojnie, rozumiem. - Uśmiechnął się. - Na co czekacie, możecie do niego wejść. - Zaśmiał się i odszedł. Trójka przyjaciół spojrzała po sobie i  zadowoleni rzucili się w stronę drzwi o mało nie zabijając się o własne nogi.
-Maaario ! - Krzyknęła Ann widząc Mario z otwartymi oczami, przytuliła go i pozwoliła przywitać się pozostałym.
-Jak ja dawno nie widziałem tych twoich brzydkich oczu! - Zaśmiał się Reus.
-Też miło cię widzieć. - Odpowiedział nadal słaby ale roześmiany Mario. Za Reusa wyjrzała w końcu Monika. Nic nie mówiąc podeszła do chłopaka, uściskała go i pocałowała tak jakby nie widzieli się 100 lat, tak właśnie się czuli. Jakby spędzili bez siebie wieczność.
-Dobra, będziecie mieli czas na obściskiwanie się. - Zaśmiał się Reus.
-Zazdrościsz. - Pokazała mu język Monika i spojrzała uśmiechnięta na Mario.
-Tęskniłam. - Powiedziała.
-Ja też, wiesz czułem cały czas twoją obecność.
-Bo cały czas tu była. - Powiedział Marco.
-Dobra, Mario zadzwonię do twoich rodziców bo zabiliby nas gdyby dowiedzieli się, że zatailiśmy przed nimi fakt, że się obudziłeś. - Zaśmiała się i wyszła na korytarz zadzwonić. Spędzili we czwórkę jeszcze trochę czasu i musieli wyjść ponieważ przyszli rodzice Mario i prawie cała drużyna BVB.

*
Tydzień później:
Mario spędził w szpitalu jeszcze tydzień. Dziś wychodzi, wszyscy szaleją z radości. Chłopcy postanowili zorganizować mu przyjęcie na cześć powrotu do zdrowia, jego rodzice i wszyscy są zabiegani od samego rana. A ja siedzę i zastanawiam się nad życiem. Myślę co by było gdybym zaakceptowała Kloppa jako ojca. Moje życie na pewno wyglądało by inaczej, ale czy tego chcę?
 No cóż jednak lekarz się mylił, Mario nie wiedział nic z tego co mu opowiadałam gdy był w śpiączce. Musiałam opowiedzieć mu wszystko od nowa, było ciężko ale tym razem mógł mnie wesprzeć. Stwierdziliśmy, że odwiedzę Kloppa, Mario obiecał, że pojedzie razem ze mną. Chcę spróbować.
O 15 pojechałam do szpitala po Mario razem z panią Astrid. Reszta przygotowuje wszystko w domu rodzinnym państwa Goetze.
-Hej. - Powiedziałam wchodząc do sali Mario i ucałowałam go .
-Hey. - Odwzajemnił pocałunek.
-Witaj synku.
-Cześć. W końcu wracam do domu, mam dosyć leżenia w łóżku i wgl szpitala. - Stwierdził.
-Racja, szpitale są straszne. - Powiedziałam siadając na łóżku obok chłopaka.
-To co ? Gotowy ? - Zapytała syna.
-Tak, już możemy jechać. - Uśmiechnął się i wstał. Nadal był trochę słaby, ale wstał bez problemu.

Po kilkunastu minutach byliśmy pod domem Mario. Wysiedliśmy z auta i udaliśmy się w stronę drzwi. Mario szedł przodem. Gdy otworzył drzwi przed sobą zobaczył wszystkich znajomych krzyczących " Witaj w domu"  Zaśmiałam się , wyszło to trochę jak w jakimś amerykańskim filmie dla dzieci, ale najważniejsze, że podobało się Mario i był naprawdę zaskoczony. Cały wieczór spędziliśmy w miłej atmosferze, świetnie się bawiliśmy, tym razem bez alkoholu, bo nie chcieliśmy by Mario czuł się osamotniony, ponieważ nie mógł na razie pić.
Mijały dni Mario wyzdrowiał na dobre i powrócił do treningów. Ja chodziłam do szkoły, Ann również. Niedługo przestanie chodzić ze względu na ciążę, ale stwierdziła, że będzie tam ze mną chodzić tak długo jak to możliwe.
Nadszedł dzień gdy chłopak zabrał mnie do Jurgena Kloppa. Zatrzymaliśmy się pod jego domem i wysiedliśmy z auta. Niepewnie nacisnęłam dzwonek. Serce waliło mi jak oszalałe, że zaraz zobaczę OJCA. Po chwili ktoś otworzył. Nie był to Klopp, ale jego żona piękna wysoka blondynka, zaprosiła nas do środka i krzyknęła.
-Kochanie, do ciebie. - Krzyknęła i uśmiechnęła się tajemniczo. Wyglądała na bardzo pozytywną osobę. Mario bardzo ją chwalił, miałam nadzieję, że tak jest naprawdę. - Wchodźcie do salonu. - Kontynuowała wskazując nam drogę. Niepewnie ruszyłam przed siebie, Mario złapał mnie za rękę dodając otuchy. Uśmiechnęłam się, gdy on jest obok mnie od razu czuję się lepiej. Po schodach zszedł Klopp, był zdziwiony, że go odwiedziłam.
-Monika.  - Rzekł zdziwiony ale szczęśliwy.
-Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się nieśmiało. Przywitał się również z Mario i kazał usiąść.  Siedzieliśmy przez chwilę, aż Mario mnie szturchnął abym mówiła.
-No więc, przyszłam bo...
-Bo jesteś moją córką. - Rzekł szczęśliwy Klopp.
-Tak, chyba tak. - Rzekłam niepewnie. - To po prostu dla mnie trudne. - Spojrzałam na Mario, uśmiechnął się dodając mi tym pewności. - Ale myślę, że warto spróbować. Myślę, że powinnam znać swojego ojca. - Kontynuowałam.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę. - Uśmiechnął się. - Uważam tak samo. Może zostaniecie na obiad? Porozmawiamy, Ulla robi wspaniałego kurczaka. - Pochwalił żonę.
-Chętnie zostaniemy. - Odpowiedział za mnie Mario. Pokiwałam głową.
Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Spędziliśmy razem ponad dwie godziny. Zjedliśmy wspaniały obiad i porozmawialiśmy. Okazało się, że mamy podobne zainteresowania z Jurgenem i że zamiłowanie do piłki nożnej mam na pewno po nim. Po obiedzie pokazał mi jeszcze list, który dostał od mojej matki. Tak, mówił prawdę. Jestem jego córką. Opowiedział mi tym razem wszystko dokładnie. Opowiadał to z takim entuzjazmem, że ujrzałam lepszą stronę tego wszystkiego. Nie miałam już za złe matce i cieszyłam się, że  moim ojcem nie jest ten facet, który mnie nienawidzi. Tylko ten "czarodziej z Dortmundu" , który chce stworzyć ze mną prawdziwą rodzinę i dać szczęście i miłość, której nie dostałam od mężczyzny, którego do niedawna uważałam za ojca.
-------------
Nie podoba mi się. Miało wyglądać inaczej nie wiem czy pisać je do końca czy może skończyć wcześniej.
Nowy rozdział na : Jestem i będę. Ty też bądź.

czwartek, 28 marca 2013

Rozdział 23


Po paru minutach był pod szpitalem, wrzucił zdjęcie do kieszeni i wbiegł do środka. Nie czekając na windę pobiegł schodami. Jest, była tam. Siedziała pod salą Goetze razem z Marco i Ann. Podszedł do nich.
-Witajcie.
-Dzień dobry. - Odrzekli.
-Jak ma się Mario ? - Zapytał,  badawczo przyglądając się czerwonowłosej.
-No cóż za wiele się  nie zmieniło ale lekarz mówi, że jego stan jest stabilny i może być już tylko lepiej. Ale nie wiedzą kiedy się obudzi. - Powiedziała  Ann.
-Ach tak. - Zachowywał się jakby jej nie słuchał.
-Ych Moniko możemy porozmawiać? - Zwrócił się do niej.
-Jasne, słucham. - Uśmiechnęła się delikatnie.
-Ale nie tutaj. W cztery oczy jeśli to możliwe.
-Yy dobrze. - Spojrzała na niego niepewnie. - To w takim razie gdzie?
-Może być nawet tu w szpitalnej kawiarni na dole.
-Okey. - Rzekła i zwróciła się do przyjaciół. - Jakby coś to dzwońcie, niedługo wrócę. -  Pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła za Kloppem trochę niepewnie, nie miała pojęcia o co mu chodzi.
*
-Więc o co chodzi  ? - Zapytała usadawiając się na krześle w kawiarni.
-Może masz na coś ochotę? Ciastko, kawa? - Zignorował jej pytanie.
-Nie dziękuję, proszę się nie obrazić ale wolałabym jak najszybciej wrócić do chłopaka. - Uśmiechnęła się.
-Dobrze, przepraszam więc. Wiesz chodzi o to że.... - Nie wiedział jak zacząć. Dziewczyna spojrzała na niego pytająco. - Bo ty jesteś polką prawda?
-Tak, ale co to ma wspólnego... - Nie dokończyła.
-Jak nazywa się twoja matka?
-Słucham? - Zapytała zdziwiona.
-Odpowiedz, proszę. - Rzekł spokojnie.
-Aneta Olszewska. - Oparła, zaczynając się bać.
-Aha. - Nie mógł nic więcej wydusić. Jak mógł wcześniej nie skojarzyć nazwiska. Głupi.
-Ale o co chodzi ? Bo naprawdę chciałabym wracać do Mario. - Nie słysząc odpowiedzi tylko czując na sobie przeszywający wzrok Kloppa poderwała się z krzesła i chciała odejść. W tym momencie Jurgen rzucił na stolik zdjęcie. Dziewczynę zatkało, ponownie usiadła.
-Skąd pan je ma? Zabrał mi je pan? - Krzyczała.
-Nie, to nie jest zdjęcie z twojego albumu.
-A a ale jak to ? - Jąkała się.
-Odwróć je. - Podpowiedział. Dziewczyna zrobiła jak kazał na dole zdjęcie zauważyła znajome staranne pismo.   

To twoja trzymiesięczna córka w czasie chrztu. Nie poznasz jej, więc chcę byś miał po niej chociaż zdjęcie.    
                                                                                                                                     A.

Dziewczyna powoli podniosła wzrok znad zdjęcia i spojrzała na mężczyznę. Zauważyła, że delikatnie się uśmiecha a po policzkach spływają mu łzy. Nie rozumiała.
-Ale jak to ? - Zapytała czując napływające do oczu łzy. - Niemożliwe.
-To pismo twojej matki. Na zdjęciu jesteś ty, a ja jestem twoim ojcem. - Powiedział jednym tchem. Dziewczyna złapała się za głowę i oparła łokciami o stolik. Opadła z sił nie wiedziała co powiedzieć.
-Ale... moja matka, ona nigdy by... - Przerwała i spojrzała na niego uświadamiając sobie dopiero teraz jak są do siebie podobni i te charaktery, oboje roztrzepani i zawsze mający swoje zdanie.
-Opowiedzieć ci ? Myślę, że powinnaś znać prawdę. - Spojrzał na nią, a Monika pokiwała tylko głową. - Widzisz 18 lat temu gdy grałem jeszcze w Mainz mieliśmy sparing z Polonią Warszawą. Po meczu poszliśmy świętować. Na dyskotece poznałem pewną piękną brunetkę . - Przerwał i spojrzał na dziewczynę, słuchała. Słuchała kogoś kto jak się okazała był dla niej kimś więcej niż trenerem jej chłopaka. - Spędziliśmy razem noc. Może tu idiotyczne, ale zakochałem się w niej, ale nie mogliśmy być razem. Ja byłem świeżo po rozwodzie, zaproponowałem jej by wróciła razem ze mną do Niemiec, ale odparła, że musi wracać do męża i trzy letniego syna. Do Niemiec wróciłem sam, załamałem się, bo kochałem kogoś z kim nie mogłem być. Później poznałem Ullę i ona wszystko zmieniła. Jednak wspomnienia pozostały i po roku od tamtego sparingu dostałem list oraz zdjęcie. To zdjęcie - Wskazał palcem na zdjęcie przedstawiające małą dziewczynę, która aktualnie siedziała przed nim, tyle, że była już sporo starsza. - Powiedziała, że to moje dziecko. Opisała mi jaka jesteś cudowna i podobna do mnie. Nie wierzyłem, próbowałem się z nią skontaktować ale to nie miało sensu. Teraz po tylu latach poznałem swoją córkę. - Przerwał i ponownie po policzku popłynęła mu łza.
-Skąd ta pewność, że to ja? - Odparła sucho, starając się nie rozpłakać.
-Bo ja wierzę twojej matce, że jestem ojcem i ty masz w domu to samo zdjęcie.
-Teraz już wiem dlaczego ojciec mnie nienawidził. Bo nie jestem jego dzieckiem, matka go zdradziła. Niedawno mi mówiła, że tu w Dortmundzie odkryję jakąś prawdę, ale nie miałam pojęcia, że chodzi o coś takiego. Ma racje moje złe dzieciństwo to tylko i wyłącznie jej wina. - Wstała i zapłakana wybiegła z kawiarni, pobiegła na górę do Mario. Klopp siedział nadal w kawiarni, nie wiedział co zrobić, nie chciał by winiła za wszystko matkę, ale co on mógł zrobić. Zrezygnowany wyszedł z kawiarni i wrócił do domu.
*
 Wbiegła na korytarz zapłakana i spojrzała na nadal siedzących tam przyjaciół.
-Boże co się stało ? Chyba Klopp ci nic nie zrobił? - Krzyczała Ann, próbując się czegoś dowiedzieć.
-Nie. On, ja boże Ann nie wiem co się dzieje. - Zapłakana wtuliła się w przyjaciółkę a Marco wpatrywał się w nie nic nie rozumiejąc.
-Powiesz nam co się stało? - Zapytał Marco.
-Ann - Zwróciła się do przyjaciółki. - Pamiętasz jak moja matka powiedziała, że moje cierpienie to jej wina? Że to ona skrzywdziła naszą rodzinę ? - Dziewczyna pokiwała głową. - To wszystko prawda. - Mówiła coraz bardziej zła. - Mój... - zastanowiła się chwilę- ...ojciec on  nienawidzi mnie przez nią . -Wykrzyczała.
-Ale jak to, co ty mówisz?
-Nienawidzi mnie bo nie jestem jego dzieckiem. Matka go zdradziła... - Nie wytrzymała i się rozpłakała. Marco i Ann nie wiedzieli co powiedzieć, objęli ją wspólnie, aż odezwała się Ann.
-Jest mi strasznie przykro, ale nie mogę uwierzyć. Twoja mama.. .?
-Ale zaraz, co ma do tego Klopp ? Bo coś ma prawda? - Spytał Marco spoglądając na czerwonowłosą. Dziewczyna pokiwała głową.
-To z nim zdradziła ojca. - Jej przyjaciele zastygli, teraz już kompletnie nie potrafili nic powiedzieć. - Potrzebuję czasu. - Powiedziała Monika i weszła do sali Mario, chciała mu się wygadać mimo, że nie zareaguje chce być przy nim. 
Ann i Marco nadal stali na korytarzu odprowadzając jedynie wzrokiem dziewczynę.

*
-Trener jest jej ojcem? - Nie wiedzieli co myśleć.
-Co zrobimy ? - Spytał chłopak.
-A co możemy zrobić, to jej życie. Jest mi jej strasznie szkoda. Tyle ostatnio rzeczy dzieje się w jej życiu. - Rzekła smutno Ann i wtuliła się w chłopaka.

*
Podeszła do łóżka Mario i usiadła obok.
-Skarbie nawet nie wiesz przez co teraz przechodzę, to jakieś piekło. - Pociekła jej po policzku łza. - Dowiedziałam się dziś dlaczego "ojciec" mnie nienawidzi, moja matka go zdradziła. I to wiesz z kim ? Z Kloppem. - Odparła z sarkazmem. - On jest moim ojcem, nie ten którego za niego uważałam, ale właśnie on Jurgen Klopp. Nie wiem co robić. W jednej chwili moje życie zmienia się o 180 stopni. Z jednej strony, cieszę się, że tamten facet jednak nie jest moim ojcem, ale jest mi cholernie źle z powodu, że matka go zdradziła i jestem tego owocem. Co będzie dalej? Mam zaakceptować Kloppa jako ojca? On w ogóle tego chce? Chyba muszę jechać do Polski pogadać z mamą. Boże nie daje rady. Mario jak się zaraz nie obudzisz to zwariuję. - Wybuchnęła płaczem i położyła głowę na łóżku ściskając jego rękę.

*
Jurgen zrezygnowany wrócił do domu, rozumiał Monikę, jej ból, mimo to miał nadzieję, że będzie to wyglądało trochę inaczej. Najważniejsze jednak, że oboje znają prawdę. On poznał córkę, a ona po tylu latach oszukiwania, swojego ojca. Miał szczęście, że przyjechała akurat do Dortmundu, inaczej najprawdopodobniej by jej nie poznał. Wierzył, że z Bożą pomocą uda mu się zdobyć sympatię córki. Że usłyszy kiedyś z jej ust słowo " tata " skierowane do niego.
Usiadł do kanapie w salonie i rozmyślał, marzył jakby było gdyby stworzyli prawdziwą rodzinę. Marzył aby wprowadziła się do niego, zapomniała o wszystkim co złe i nazywała go ojcem.
-Jesteś. Kochanie co się stało  ? - Zapytała Ulla wchodząc do salonu i siadając obok męża.
-Widzisz. - Podał jej zdjęcie. - Ta dziewczynka jest moją córką. - Uśmiechnął się, jego żona dobrze o tym wiedziała. - A tą dziewczynką jest Monika.
-Monika? Ta dziewczyna Mario ?
-Tak. - Uśmiechnął się.
-To naprawdę ona? Ale jak, skąd wiesz? - Jego żonie również udzielił się entuzjazm. Klopp opowiedział jej więc wszystko, na początku nie wierzyła ale później zapragnęła ją poznać i być dla niej matką.
-Wspólnie ją przekonamy. Uda się i stworzymy rodzinę, zobaczysz. Oboje zasługujecie by być szczęśliwymi . - Rzekła i ucałowała męża.
------------------------------------
23 rozdział oddaje Wam ;)
To opowiadanie wyjdzie mi dłuższe niż przypuszczałam. Jeszcze się pomęczycie, jeżeli czytacie ;d
Komentujcie.

środa, 27 marca 2013

Rozdział 22

Spędziłam na korytarzu całą noc, wszyscy już poszli, zostali tylko rodzice Mario i ja. Nad ranem przyszedł lekarz i powiedział, że jedna osoba może wejść. Zerwałam się na równe nogi. Spojrzałam na rodziców chłopaka, kiwnęli głowami. Mogłam wejść. Niepewnie przekroczyłam próg sali w której znajdował się mój chłopak. Leżał, blady poobijany w białej pościeli.Wyglądał na takiego kruchego. Łzy pociekły mi po policzkach, podeszłam do łóżka. Bałam się go dotknąć, bałam się, że mogę mu coś zrobić. Dotknęłam jednak jego ręki i usiadłam na krześle obok łóżka. Wpatrywałam się na niego przez chwilę, aż postanowiłam się odezwać. Lekarz mówił, że on wszystko słyszy, nie odpowie ale będzie to pamiętał.
-Mario, kochanie... dlaczego wszystko zawsze musi się psuć? - Nie potrafiłam powstrzymać łez. - Nie wiem co tam dokładnie się stało, ale błagam cię obudź się. Zrób to dla mnie, dla nas. Wiem, że jesteś silny i musisz walczyć, dasz radę. Przyszli tu wszyscy z drużyny, wspierają cię i będą czekać, aż wyzdrowiejesz i wrócisz na boisko. - Wymusiłam uśmiech. - Wiem, że obudzisz się i wszystko mi opowiesz, pojedziemy do Polski, dowiemy się o co chodzi mojej matce. Ale teraz to nieważne. Najważniejsze jest byś się obudził i wrócił do zdrowia. - Siedziałam przy nim i wspominałam wszystko na głos, czułam, że mnie słucha i chce odpowiedzieć, ale nie mógł. Po jakimś czasie lekarz mnie wyprosił, twierdząc, że i tak za długo u niego byłam. Zdenerwowana wróciłam na korytarz. Okazało się, że wrócili też chłopcy z BVB i Ann. Wtuliłam się w nią. Chłopcy rozsiedli się na podłodze pod ścianą, ponieważ miejsc już nie było . Wszyscy mnie pocieszali, nie pozwalali załamywać. W ciągu dnia do Mario weszli jeszcze jego rodzice, na więcej wizyt lekarz nie pozwalał.

*
Minęły już dwa dni od wypadku Mario, spędziłam te dwa dni w szpitalu. W końcu jego rodzice namówili mnie bym wróciła do domu i się wyspała. Poszłam więc do mieszkania, ale nie potrafiłam spać, moje myśli krążyły wokół Mario. Dziś znów jadę do szpitala, Marco po mnie przyjechał, Ann jest w szkole, ja nie potrafiłabym się skupić. Ten dzień również spędziłam siedząc na korytarzu, byłam na chwilę u Mario, ale lekarz zabrania częstych wizyt. Jego rodzice poszli się odświeżyć, a ja siedziałam do samej nocy na korytarzu. W szpitalu znów pojawił się trener Borussii.
-Jak się czujesz? - Zapytał.
-Ja? Tak jak widać. Mario jest ważniejszy.
-Zmieniło się coś?
-Nic. Kompletnie nic. - Rzekłam smutno.
-Chłopcy na treningu też nie potrafią się skupić, martwią się o niego.  - Siedzieliśmy razem jakąś godzinę.
-Może odwiozę cie do domu ? Przyda  ci się odpoczynek. - Zaproponował Klopp.
-Nie nie trzeba, wolę zostać przy Mario.
-Na pewno? Może się odświeżysz? Zjesz normalny posiłek i wrócisz?
-Nie chcę robić problemu.
-To żaden problem, chodź zawiozę cię i przywiozę z powrotem.
Pan Jurgen Klopp podwiózł mnie do domu, zaproponowałam mu aby wszedł, aby nie marznął w aucie. Weszliśmy, w mieszkaniu panował bałagan. No tak zostawiłam wszystko i pobiegłam do szpitala gdy dowiedziałam się o wypadku.
-Proszę się rozgościć, a ja pójdę wziąć prysznic. A może się pan czegoś napije?
-Nie dziękuję , posiedzę a ty idź . - Uśmiechnął się i usiadł na kanapie, do ręki wziął album leżący nadal na stoliku. A ja poszłam do łazienki,  wykąpałam się i przebrałam. Gdy wyszłam z łazienki na kanapie siedział Klopp, trzymając w ręku jakieś zdjęcie i wpatrując się w nie z dziwną miną. Przysiadłam się do niego.
-O a to zdjęcie jest ze chrztu. - Powiedziałam wycierając włosy.
-To ty ? - Zapytał z chrypą.
-Tak, a czyje zdjęcie mogłabym trzymać w albumie. - Uśmiechnęłam się i ruszyłam do kuchni. Gdy weszłam do salonu z gorącą herbatą Klopp nadal siedział i wpatrywał się w to samo zdjęcie.
-Coś nie tak ? - Zapytałam spoglądając na niego.
-Nie, wszystko w porządku. - Rzekł jak zaczarowany. - Możemy jechać już do szpitala?
-Ym tak, oczywiście. - Ledwo zdążyłam zabrać kurtkę, a Jurgen wybiegł jak szalony. Drogę do szpitala spędziliśmy w ciszy. Trener zawsze był rozmowny, nie wiem co się stało. Wysiadłam pod szpitalem, a Klopp ruszył dalej.

*
Klopp pędził przez miasto, w głowie kłębiły mu się przeróżne myśli.  Zaparkował przed domem z piskiem opon i wbiegł do środka.
-Kochanie nie wierzę. - Krzyknął wbiegając do salonu.
-Co się stało ? - Zapytała Ulla, żona Kloppa. Kobieta patrzyła zdezorientowana na męża, który zaczął grzebać w szufladzie pod telewizorem.
-Pomóc ci w czymś? - Zapytała.
-Było tu takie siwe pudełko. - Grzebał w szafce. Ręce mu się trzęsły.
-Odsuń się. - Wyjęła i podała mu pudełko.
-Dziękuję. - Zabrał pudełko, w którym znajdowały się jakieś zdjęcia, listy i inne papiery. Nerwowo zaczął je przeglądać.
-Jest. - Rzekł spoglądając na jedno ze zdjęć.
-No tak to zdjęcie zawsze tu było. To jedyna rzecz jaka ci po niej została. - Rzekła Ulla. - Coś się stało ? - Pytała.
-Niemożliwe. To ona - Ucieszył się niesłuchając żony , a po policzku popłynęła mu łza.
-Jurgen? Wszystko w porządku ? - Dopytywała żona. - Kochanie? - Krzyczała.
-Co? Ach tak w porządku. Przepraszam muszę wyjść. - Wstał pocałował żonę w czoło i wyszedł zabierając ze sobą zdjęcie.
Wsiadł do samochodu i wpatrywał się przez chwilę w zdjęcie. Postanowił pojechać do szpitala, z nadzieją, że ją tam spotka. Pędził samochodem nie zwracając uwagi na światła, był pełen nadziei i entuzjazmu. Czy to o czym myślał było możliwe?

-----------------
Wszystko jest oczywiste, nie mam sił na to opowiadanie. Raczej nie zaskoczę was już niczym szczególnym. 
Komentujcie.

poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 21

Kolejne dni, tygodnie mijały w miarę normalnie, jak to w szkole zawsze się nudziłam. Plastiki zaczepiały nas jeszcze parę razy, ale zauważyły, że to nie ma sensu i dały sobie spokój. Uczę się jak to ja, ciągnę ledwo tróje, ale Mario wieczorami siedzi i kuje razem ze mną. Mojej przyjaciółce idzie trochę lepiej, ale my nigdy prymuskami nie byłyśmy. Pomaga nam też tata Mario, w końcu to nauczyciel.  Ann zaczęła ubierać się w luźne ciuchy jak stara babcia. Panikuje, że pojawia jej się brzuszek, a to nieprawda, ale jej nic nie da się wytłumaczyć. Chłopcy zaczęli sezon, idzie im naprawdę świetnie, chodzimy z przyjaciółką na każdy mecz i trening, o ile nie jesteśmy wtedy w szkole. Bardzo zbliżyłam się też z bratem Mario - Felixem, zawsze gdy do nich przychodzę spędzamy razem kupę czasu na wygłupach. Fajnie byłoby mieć takiego brata, ale twierdzę, że brat mojego chłopaka w zupełności mi wystarczy. Pewnego dnia Ann gdy do dotarło do niej jak bardzo chce tego dziecka i gdy poczuła matczyną miłość do dziecka, które w sobie nosi oświadczyła nam, że chce jechać do Polski. Oczywiście Marco się nie zgodził, ale po jej błaganiach i groźbach, że wyjedzie i nie wróci zgodził się, ale pojechał razem z nią. Spotkała się z matką, bo z nią łatwiej było jej się dogadać. Wytłumaczyła jej wszystko o Marco i ciąży, zapewniła ją, że jest szczęśliwa i mimo młodego wieku pragnie tego dziecka. Matka ją zrozumiała w końcu sama rodziła Ann będąc zaledwie rok starszą od swojej córki teraz. Widziała się też z moją matką, która powiedziała jej coś dziwnego, co do dnia dzisiejszego zastanawia mnie i moją przyjaciółkę. Pamiętam te słowa dokładnie :
"Przekaż jej, że to nie przypadek, że wyjechała akurat do Dortmundu. Jestem pewna, że odkryje tam prawdę i spotka prawdziwe szczęście i zapomni o tych wszystkich latach ciężkiego dzieciństwa. Powiedz jej, że ją kocham i jej cierpienie jest wyłącznie moją winą. Nie będę prosiła by mi wybaczyła, bo skrzywdziłam ją i całą naszą rodzinę "
Nic więcej nie powiedziała, odeszła gdy Ann próbowała z nią porozmawiać. Próbowałam do niej dzwonić, ale nie odbierała, chciałam też jechać ale przyjaciółka przypomniała mi, że przecież jest tam też mój ojciec. Dręczy mnie, co takiego zrobiła moja mama, ze mówi takie rzeczy ?


21 listopada:
Tego dnia miałam zamiar polecieć do Polski, chciałam poznać prawdę. Dowiedzieć się co ukrywa moja mama. Prawdy dowiedziałam się na dniach, ale z innego źródła.

*
Jest weekend, rano wstałam wypoczęta i pełna entuzjazmu, że po tak długim czasie lecę do Polski. Wykąpałam się , ubrałam , zjadłam śniadanie i zasiadłam przed telewizorem. Jak zwykle leciały jakieś nudne programy, oglądałam coś w stylu Galileo. Nie mogłam doczekać się godziny 16 na którą to miałam lot do Polski, Mario miał lecieć ze mną. Cieszyłam się, że dowiem się o co chodzi mamie i że pozna mojego wspaniałego chłopaka. Mimo wszystko byłaby na pewno zadowolona, że znalazłam tego jedynego. Większość dnia siedziałam przed TV i na Skype gadając z Marco i Ann. Mario w tym czasie był u swojej babci, tęskniłam za nim. Chciał żebym z nim jechała, ale stwierdziłam, ze kiedy indziej poznam jego babcię.  Było już po 13, postanowiłam zadzwonić do Mario.
-No hej skarbie.
-Hej, kiedy wracasz? Tęsknię - Powiedziałam.
-No właśnie wracam, będę za jakieś pół godzinki. Jesteś już spakowana?
-Tak już wszystko gotowe, czekam tylko na ciebie i możemy jechać na lotnisko. - Uśmiechnęłam się do telefonu.
-Okey to niedługo będę. Pa, kocham cie.
-Ja ciebie też.  - Rozłączyłam się.
Nudziłam się więc wyciągnęłam album ze zdjęciami z dzieciństwa, które kiedyś przeglądałam z Mario. Wpatrywałam się w fotografie i zastanawiałam się jaką kryją tajemnicę. Po około dwudziestu minutach oglądania zdjęć i wspominania dzieciństwa zadzwonił mi telefon. Odebrałam
-Tak ? Słucham?
-Przepraszam, czy pani Monika Olszewska?
-Tak zgadza się, o co chodzi?
-Dzwonimy ze szpitala, pan Mario Goetze miał wypadek miał panią zapisaną w kontaktach w razie wypadku. - Zamarłam. Album wypadł mi z rąk i upadł na stolik.
-Ale jak to ?! Zaraz będę ! - Krzyknęłam do słuchawki i zapłakana rozłączyłam się.

Boże jak to możliwe, nie nie mój Mario. Błagam - Modliłam się. Zamówiłam taksówkę i szybko wybiegłam z mieszkania. W drodze do szpitala zadzwoniłam do Marco.
-Słucham? - Powiedział do słuchawki.
-Boże Marco, Mario on miał wypadek, jadę właśnie do szpitala, zadzwoń do jego rodziców. Błagam i przyjedź jeśli możesz. - Bełkotałam do słuchawki.
-Mario? Wypadek? - Nie dowierzał . - Ale jak to?
-Nie wiem, cholera. Przyjedź . - Rozłączyłam się i ponownie gorzej się rozpłakałam. Miałam złe przeczucia, a ten dzień zapowiadał się tak dobrze. Gdy dojechaliśmy na miejsce szybko wybiegłam z taksówki i popędziłam do recepcji szpitala.
-Przywieźli tu chłopaka z wypadku. Mario Goetze! - Krzyczałam.
-Tak, kim jest pani dla niego? - Pytała spokojnie, a ja traciłam cierpliwość.
-Jestem jego dziewczyną.
-Ach tak. Pan Goetze jest właśnie operowany, proszę zaczekać.
-Operowany ? - Złamał mi się głos i osunęłam się po ścianie płacząc. Nagle do szpitala wbiegł Marco z Ann.
-Jezu, co się stało? - Podbiegli do mnie i Marco mnie podniósł.
-Nie wiem, operują go, trzeba czekać na lekarza. - Płakałam coraz głośniej, Ann mnie objęła.
-Będzie dobrze, jego rodzice już tu jadą.
-Dziękuję.
Siedziałam na korytarzu wtulona w przyjaciółkę, a blondyn chodził nerwowo po korytarzu. Po paru minutach pojawili się rodzice Mario. Marco wszystko im wytłumaczył, ja nie miałam sił nic mówić.
-Ale jak to się stało?! - Krzyczała pani Astrid.
-Nie wiemy, nie chcą nic powiedzieć. - Powiedziałam. Spędziliśmy na korytarzu ponad 3 godziny, nadal go operowali, a do szpitala zbiegli się chyba wszyscy piłkarze i pracownicy BVB, był nawet Klopp, było widać, że bardzo się przejął. Ja siedziałam i płakałam przez cały czas, wiedziałam, że nie jest dobrze inaczej już dawno bym go zobaczyła. Boże dlaczego, przecież niedawno z nim rozmawiałam. Jak to możliwe?  Mijała już czwarta godzina, nadal żaden lekarz nie wyszedł. Podszedł do mnie Kuba i podał kawę.
-Dziękuję. - Wymusiłam uśmiech.
-Nie martw się, wyjdzie z tego. -Usiadł obok mnie i tym razem to on mnie objął, bo Ann wróciła do domu, ponieważ była już zmęczona.
-Mam taką nadzieję.
Około 18 z sali operacyjnej wyszedł lekarz, wszyscy poderwaliśmy się na równe nogi.
-Doktorze co z nim ? - Krzyczał ojciec Mario.
-Państwo są?
-Rodzicami. - Odparli razem.
-Dobrze, zapraszam więc do gabinetu.
-Ale co z nim ?Doktorze? - Nie odpowiedział, zabrał rodziców Mario do gabinetu i rozmawiał z nimi około pół godziny. W tym czasie przeniesiono mojego chłopaka na salę ale nie pozwolono nam się z nim zobaczyć. W końcu z gabinetu wyszła zapłakana pani Astrid, a za nią Jurgen.
-Co się stało? Co z nim? - Krzyczałam do nich.
-Jego stan jest zły, bardzo zły. - Powiedziała i wybuchła głośnym płaczem. Spojrzałam na ojca Mario.
-Jest w śpiączce, musimy czekać, aż się wybudzi. - Mówił. - Moniko, ta doba będzie decydująca. - Kontynuował. Zamarłam, nie mogło być aż tak źle, zrobiło mi się słabo, w jeden chwili pojawił się przy mnie Piszczek i posadził na krześle. Ponownie się rozpłakałam. Nie mogłam go stracić. Spojrzałam na jego rodziców.
-Ale jak to się stało ?
-Świadkowie twierdzą, że zderzył się z ciężarówką, w zasadzie to ta ciężarówka w niego wjechała, a wiesz czym jest osobowe auto w porównaniu z takim samochodem. - Panu Jurgenowi łamał się głos, nie potrafił udawać twardego, widziałam powoli spływające łzy po jego policzkach. Przez kolejną godzinę siedziałam nieobecna i wpatrywałam się w jeden punkt. Przez cały ten czas, lekarze robili coś u Mario. Bałam się, Mario musiał walczyć, a ja musiałam być silna, ale nie potrafiłam. Podeszłam do okna i wpatrywałam się w niebo. Zaczął padać śnieg, pierwszy w tym roku. Patrzyłam się w spadające płatki i wspominałam nasze wspólne dni. To jak się poznaliśmy, wakacje, kłótnie, pocałunki. To nie mogło się ot tak skończyć. Musieliśmy walczyć. Oboje.
------------------------------------------
Takie małe zamieszanie ;)
Jeśli jesteście zainteresowani to jeszcze dziś pojawi się 1 rozdział na drugim blogu :). 
Jeśli czytacie komentujcie :)

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 20

Kładąc się do łóżka uświadomiłam sobie, że to koniec wakacji i jutro trzeba iść do szkoły, a ja przecież nie mam nawet książek.
-Mario ? - Zwróciłam się do chłopaka zmieniającego właśnie koszulkę.
-Tak?  - Podszedł do mnie i objął mnie. Uwielbiam jego nagi tors, aż zapomniałam co miałam powiedzieć.
-Eee. - Zaśmiałam się. - A już wiem. Bo widzisz ja nawet nie mam nic do tej szkoły, książek ani nic, nie żeby mi to przeszkadzało, ale ...
-W porządku, mój tata ma dla ciebie książki.
-Twój tata?
-Aa no tak, zapomniałem ci powiedzieć. Bo mój tata uczy w liceum, do którego będziesz chodzić i najprawdopodobniej będzie cie uczył informatyki. - Uśmiechnął się.
-Poważnie ? O matko to świetnie, choć jeden normalny nauczyciel. - Ucieszyłam się.
-Haha jako nauczyciel jest zupełnie inny niż na co dzień. - Zaczął całować mnie po szyi.
-Oj tam, na pewno nie będzie źle.
-No to rano pojedziesz z nim do szkoły, jak chcesz to Ann może jechać z wami.
-Jasne, chętnie. - Uśmiechnęłam się.
-Okey to ja pójdę mu powiedzieć, a ty na mnie poczekaj.
-Okey, ubierz się. - Rzuciłam w niego koszulką.
-Nie trzeba, niech ojciec widzi jaką klatę ma jego syn. - Zaśmiał się i wyszedł z pokoju.
-Skromny jak zwykle. - Powiedziałam sama do siebie i położyłam się na łóżku. Po paru minutach do pokoju wrócił mój chłopak.
-No czekałaś. - Pocałował mnie w policzek.
-No jasne, ja nie usypiam tak jak ty. - Zaśmiałam się.
-Ja wcale nie zasypiam, zawsze czekam.
-Mhm.
Objął mnie i leżąc w łóżku oglądaliśmy jakiś thriller. Po pewnym czasie usnęliśmy wtuleni w siebie. Obudziłam się i zauważyłam, że Mario na mnie leży. Ech lekki to on nie był, odepchnęłam go i wytężając wzrok spojrzałam na zegarek, była 1:18.
-O matko. - Mruknęłam pod nosem i odwróciłam się w stronę telewizora. Usnęliśmy na filmie i go nie wyłączyliśmy. Spojrzałam na TV, no tak leciał pornos.
-No tak a co innego może lecieć o tej porze. - Pomyślałam. Wyłączyłam tv i wtuliłam się w Mario, próbując ponownie usnąć, niedługo później już smacznie spałam.

O 6:30 obudziła mnie mama Mario, ja nie ustawiłam budzika, na szczęście ta kobieta zawsze czuwa. Wyszłam z łóżka starając się nie obudzić Mario i ruszyłam do łazienki. Ubrałam się , umalowałam, ogarnęłam włosy i zeszłam na dół. Była już 7:10 . W jadalni siedziała Ann, którą przywiózł już Marco, zresztą on też tam był.
-Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się.
-Witaj. - Przywitali mnie wszyscy. Tata Mario, Jurgen wręczył mi plan zajęć i książki.
-Na pewno odnajdziecie się w szkole, jeśli będziecie miały jakiś problem to możecie śmiało przyjść do mnie. - Uśmiechnął się opiekuńczo.
-Dziękujemy. - Odparła Ann .
-Gdzie Mario  ? - Zapytał Marco.
-Śpi . - Odparłam zajadając się pysznymi kanapkami zrobionymi przez panią Astrid.
-O to ja idę go obudzić. - Pobiegł na górę.
-Haha no to pewnie będzie miał ciekawą pobudkę. - Zaśmiałam się.
-Dobra dziewczyny zbieramy się. - Popędzał pan Jurgen.
-Już już. - Zabrałam torbę i wybiegłam za nim i Ann.

*
W tym samym czasie Marco pobiegł do przyjaciela na górę. Postanowił zrobić mu psikus. Usiadł na łóżku i zaczął go głaskać po głowie. Szepnął
-Wstawaj kochanie. - Mario zaczął coś mruczeć i w pół śnie chciał pocałować, jak myślał swoją dziewczynę. Nagle Marco wybuchł śmiechem, a Mario zdezorientowany, aż podskoczył.
-Co ty robisz debilu! O mało cie nie pocałowałem. - Krzyczał.
-Haha oj nie krzycz kochanie. - Śmiał się blondyn.
-Idiota... Gdzie Monika?
-Dziewczyny są już w szkole, mamy chwilę dla siebie skarbie. - Śmiał się z przyjaciele.
-Spieprzaj. - Zaśmiał się i go odepchnął. Wstał z łóżka i poszedł do łazienki zostawiając przyjaciela samego.

*
-Wszyscy się na nas gapią. - Rzekła Ann do mnie idąc korytarzem.
-Ta, już wiedzą, że jesteśmy z piłkarzami. Ale nieważne, ignoruj ich. - Uśmiechnęłam się do przyjaciółki. W tym momencie podeszły do nas trzy dziewczyny, dałabym sobie rękę uciąć, że to te plastiki, które widziałam wczoraj pod szkołą.
-Ej wy ! - Krzyknęła jedna z nich.
-Czego? - Zapytałam sucho.
-No proszę jaka niemiła.
-Nie widzę powodu by być miłą. - Uśmiechnęłam się sztucznie.
-Jesteście z tymi piłkarzykami ?
-Nasza sprawa z kim jesteśmy. - Chciałam je wyminąć.
-Zadałam pytanie. - Upierała się.
-A co szukasz sponsora? - Zaśmiałam się i pociągnęłam Ann za sobą.
-No fajnie, pierwszy dzień a już załatwiłyśmy sobie wrogów. - Powiedziała Ann.
-Oj daj spokój, ze mną nie zginiesz . - Zaśmiałam się. Nie wiem czemu, ale mimo wszystko czułam się tu pewnie i żadne plastiki nie były mi straszne !
W końcu znalazłyśmy się pod salą w której miałyśmy mieć pierwszą lekcję - matematykę. Oczywiście pani kazała nam się przedstawić, bo jesteśmy nowymi uczennicami w tej klasie. Po kolei ja i Ann powiedziałyśmy coś o sobie i następnie w spokoju minęła reszta lekcji. Do naszej klasy chodziło 21 osób,  z przewagą chłopaków. Ja i Ann siedziałyśmy razem, fajni wydawali się być jedynie niektórzy chłopcy, dziewczyny to niestety typowe laski , których największym problemem jest złamany paznokieć.  Na szczęście nudna matma szybko minęła, tak jak i reszta dzisiejszych przedmiotów. O 13:30 wyszłyśmy ze szkoły i na parkingu czekali na nas chłopcy. Bardzo cieszyłam się, że widzę Mario. Wpadłam mu w ramiona i czule pocałowałam.
-I jak było w szkole? - Zapytał.
-Uch dobrze nawet. - Powiedziałam.
-Ta dobrze, już załatwiła nam wrogów. - Skomentowała Ann. Chłopcy spojrzeli na mnie, tak uważali, że tam gdzie ja muszą  być też problemy.
-Co znów zrobiłaś? - Zapytał Mario.
-Nic, nie przesadzaj Ann będzie dobrze. - Zaśmiałam się, a Ann opowiedziała chłopakom wszystko.
-Haha, oj skarbie. - Pocałował mnie i pożegnaliśmy się z przyjaciółmi. Pojechaliśmy do domu Mario, abym zabrała swoje rzeczy i tym razem noc spędziłam w swoim mieszkaniu. Oczywiście w towarzystwie Mario, bo nie pozwoliłby bym siedziała sama.



-----------------------------------
Nuuuudy, w następnym będzie się działo ;d
Zapraszam do czytania i komentowania mojego nowego bloga, na razie jest prolog, ale zawsze coś.
Jeżeli chcecie być informowane o nowym rozdziale tu czy na drugim blogu, zostawcie linka do bloga, gg czy coś :)
Tak więc zostawiam was z tym wiejącym nudą rozdziale i życzę miłego wieczoru, oraz miłego jutra, chociaż wątpię bo jutro poniedziałek ;d ;*.

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 19

-Jakiemu dziecku ? - Pojawił się przy nas znajomy wysoki brunet. Spojrzeliśmy po sobie zdezorientowani. Cała czwórka niedowierzała, stał przed nimi uśmiechnięty o niczym niewiedzący Hummels. Nie wiedzieli co mu odpowiedzieć, ciąża Ann miała być tajemnicą, chociaż do mometnu gdy nie stanie się widoczna.
-Eee no. - Dukała Ann. - Mojemu... -Rzekła niepewnie.
-Jesteś w ciąży ?
-No tak. - Uśmiechnęła się nieśmiało.
-Gratuluję! - Uśmiechnął się. - I zapewne tobie Marco też.
-Tak. Dzięki . - Uściskał przyjaciela.
-No to długo tu stoisz? - Wtrącił się Mario.
-Wystarczająco, by wiedzieć jaką bohaterką jest czerwona !. - Krzyknął i przybił piątkę z Moniką.
-No a jak . - Zaśmiała się. - A co ty tu robisz?
-Przyjechałem na wakacje.
-No to fajnie. A my jesteśmy tu drugi dzień, a widzisz już narobiłyśmy problemów. - Śmiała się Monika i opowiedziała mu wszystko po kolei.
-Hah no to nieźle. Chłopaki musicie ich dobrze pilnować. - Zwrócił się do nich. - Ja muszę już iść, trzymajcie się.
-No to się zdzwonimy. - Powiedział Marco. - Trzymaj się. - Pożegnał się i Mats ruszył w swoją stronę a czwórka przyjaciół w swoją.
Ruszyli do hotelu, bo móc spokojnie zasnąć i nie rozrabiać już tego wieczoru.

Kolejne dni mijały spokojnie, cała czwórka spotykała się z Matsem i wspólnie spędzali czas. Do klubu więcej nie poszli, woleli uważać na Ann. Tym razem największą odpowiedzialnością wykazała się Monika, dbała o Ann, tak jakby chciała tego dziecka bardziej od niej. Tak marzyła by zostać ciocią. Móc opiekować się małym skarbem bez konieczności znoszenia ciąży i porodu. Mario powtarzał jej, że jeżeli tak bardzo chce dziecka to oni mogą się postarać i za każdym razem dostawał od Moniki po głowie. Któregoś dnia zadzwonił nawet tata Mario z wiadomością, że załatwił Monice szkołę. Ta wiadomość wcale jej nie ucieszyła, ale chłopak na poprawę humoru zorganizował romantyczną kolację na plaży, czym bardzo urzekł Monikę.

 *
Nadszedł ostatni dzień wakacji. Dzień powrotu. Tego dnia po raz ostatni poszliśmy na plażę, popływać w ciepłym morzu. O 13:20 mieliśmy mieć samolot do Dortmundu. Śmiało mogę stwierdzić, że były to moje najlepsze wakacje, nigdy nie byłam w takim miejscu. Wywożę stąd super opaleniznę i kupę świetnych zdjęć. Będziemy mieć świetną pamiątkę, już czeka na nie miejsce w moim albumie. Tak więc wsiedliśmy do samolotu i wieczorem byliśmy w Dortmundzie. Ann z Marco pojechali do siebie, a po mnie i Mario przyjechał jego tata. Całą drogę do domu Mario przespałam, a chłopak opowiadał ojcu o wakacjach. Oczywiście gdy byliśmy już na miejscu żaden mnie nie obudził, tylko Mario targał mnie z samochodu do domu na rękach.
-O już jesteście. - Krzyknęła pani Astrid.
-Cii. - Uciszał mamę. - Tak jesteśmy, nie krzycz Monika śpi.
-Już nie. - Uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy. - Możesz mnie postawić.- Mario odstawił mnie na ziemię, a ja przywitałam się z jego mamą.
-Dobry wieczór. - Uścisnęłam ją.
-Witaj. Jak podróż? - Zapytała.
-Dobrze, ale jestem zmęczona. - Uśmiechnęłam się.
-Zjedzcie kolację i idźcie spać.
-Nie ja naprawdę dziękuję, chciałabym się od razu położyć.
-Na pewno ? - Zapytała mama chłopaka.
-Tak, dziękuję i dobranoc. - Pocałowałam Mario i ruszyłam na górę do jego pokoju. Byłam tak zmęczona, że nawet się nie rozbierałam. Położyłam się na łóżko w ubraniach i od razu zasnęłam.

 *
Te ostatnie dwa dni sierpnia spędziłam w domu rodziców mojego chłopaka. Aż w końcu nadszedł ten cholerny dzień, pierwszy września. Wcale się nie ochłodziło czy coś, ale w powietrzu dało się wyczuć przygnębienie. Zrobiło się tak ponuro. Mario z samego rana zawiózł mnie pod nową szkołę.
-Okey, jesteśmy na miejscu. - Uśmiechnął się.
-Nigdzie nie wysiadam. - Skrzyżowałam ręce na piersiach i siedziałam naburmuszona.
-Ejj kotku, obiecałaś mi, że będziesz chodzić do szkoły.
-No ale nie chce. - Upierałam się.
-Proszę cie. Nie będzie źle, poznasz nowych ludzi...
-Będzie źle, nikogo tu nie znam i nie chce poznawać. Ty Ann i chłopaki mi wystarczycie.
-Proszę cię, w przyszłym roku Felix też będzie tu chodził będzie wam raźniej. - Zaśmiał się.
-Pff też mi coś.
-No dalej wysiadaj skarbie.
-Wyganiasz mnie ? -Oburzyłam się.
-Tak. - Uśmiechnął się łobuzersko. A ja wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami. Wyszedł za mną.
-No będzie dobrze, ślicznie wyglądasz , zobaczysz wszyscy cie od razu polubią i dasz sobie radę. Kocham cie. - Pocałował mnie w usta przy całym tłumie młodzieży stojącej pod szkołą.
-No ładnie, gapią się. Wszyscy cie tu znają. Teraz nie dadzą mi spokoju. - Zaśmiałam się .
-I dobrze, dasz radę . -Powtórzył jeszcze raz i ponownie mnie pocałował.
-Okey, idę. - Odeszłam w stronę wejścia do szkoły, a Mario został przy samochodzie i odprowadził mnie wzrokiem. Odwróciłam się jeszcze i posłałam mu uśmiech, odwzajemnił go i oparł się o samochód. Uparty obiecał, że będzie czekał aż wyjdę. Nie pozostało mi nic innego jak iść do tej głupiej szkoły. Wszyscy się na mnie gapili, no jasne przyjechałam ze sławnym piłkarzem. Postanowiłam się nie przejmować i szłam dumnie przez sam środek chodnika. Przy wejściu spotkałam niewysoką brunetkę wyglądającą znajomo. Odwróciła się i ujrzałam jej twarz.
-Ann ?!?! Ale jak ?! - Wpadłam w jej objęcia.
-Niespodzianka! Będziemy razem chodzić do tej cholernej szkoły ! -Uśmiechnęła się.
-Uff jeden plus . Nawet nie wiesz jak się cieszę. - Uścisnęłam ją i razem ruszyłyśmy na nudną godzinną akademię na rozpoczęcie roku szkolnego. Ech masakra, nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na rozpoczęciu roku, w Polce zwyczajnie na to nie chodziłam, bo to strata czasu, ale tym razem musiałam iść, bo Mario się uparł. Na szczęście będziemy z Ann chodzić do jednej klasy. Poznałyśmy kobietę, która będzie naszą wychowawczynią, okazało się, że uczy matematyki. No masz ci los, od podstawówki mam wychowawców uczących matmy. Świetnie. Powiedziała, że jutro pozna nas z klasą, akurat na pierwszej lekcji mamy matematykę, fajnie zaczynać dzień od takiego przedmiotu... No cóż o 10 w końcu wyszłyśmy ze szkoły, na parkingu czekało dwóch piłkarzy Mario i Marco, oczywiście wszyscy zaczęli się do nich zbiegać, a oni jak gdyby nigdy nic wyminęli ich i podeszli do nas. Byłyśmy mile zaskoczone i zatonęłyśmy w uściskach ukochanych, widziałam wiele zazdrosnych min. Uśmiechnęłam się do siebie i namiętnie pocałowałam Mario, aby bardziej wzbudzić zazdrość grupki typowych plastików.
-No i jak pierwszy dzień w nowej szkole ? - Zapytał Marco.
-Ujdzie. Mamy wychowawczynie od matmy. - Posmutniała Ann.
-Nie cierpię matmy, to najgorszy przedmiot. - Złościłam się. Mario uśmiechnął się tajemniczo.
-Co? - Zapytałam rozbawiona jego miną.
-Tak się składa, że twój chłopak jest świetny z matmy. - Pochwalił się.
-Wow, tego akurat o tobie nie wiedziałam. - Zaśmiałam się, zdziwiona tym, że Mario lubi matmę.
-Haha widzisz jednak nie wiesz o nim wszystkiego. - Śmiała się Ann.
-Grr, dosyć tego. Idziemy stąd, dziś już nie chcę oglądać szkoły . - Ruszyłam w stronę  auta Mario, a reszta podążyła za mną.
-To gdzie jedziemy? - Zapytał Mario siedząc już w samochodzie.
-Szczerze? Mam ochotę pokopać piłkę. - Wyszczerzyłam się.
-No nieee. - Lamentowała Ann.
-A ja uważam, że to dobry pomysł, wyżyjecie się na piłce i jutro z dobrymi humorami pójdziecie do szkoły. - Stwierdził Marco.
-Wow pierwszy raz się ze mną zgadzasz. - Powiedziałam.
-No zdarza ci się powiedzieć czasem coś mądrego. - Zaśmiał się, a razem z nim wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Okey to musimy się przebrać.
-My mamy blisko, to pójdziemy po rzeczy i spotkamy się pod stadionem. - Powiedziała Ann.
-Okey, do zobaczenia. - Powiedziałam i Marco z Ann wyszli z auta i ruszyli do domu. A ja z Mario pojechaliśmy do jego rodziców po rzeczy. Po 20 minutach byliśmy już we czwórkę na stadionie, chłopcy mogli odwiedzać go w każdej chwili. Poszliśmy do szatni się przebrać. Dostałyśmy damskie stroje BVB od chłopców i wyszłyśmy na murawę, gdzie czekali już przebrani chłopcy.
-Normalnie możecie grać z nami w drużynie. - Zaśmiał się Marco.
-O nie ja dziękuję. - Powiedziała Ann. - Nie zamierzam grać w piłkę.
-Niby czemu ? - Pytał Mario.
-A co w tym fajnego ?
-Wszystko. - Zaśmiałam się.- Dobra chłopcy dawać piłkę, jej i tak nie przekonacie. - Spędziliśmy na murawie ponad dwie godziny świetnie się bawiąc i wygłupiając. Kocham grać w piłkę nożną, nie ma nic lepszego. Ann na początku miała problem z trafieniem w piłkę, miałam z niej niezły ubaw, ale później nawet nieźle jej szło, ale w bramkę nie trafiła, nawet na  pustą. Za bramkarza w pewnym momencie robił Mario, strzeliłam mu tyle goli, że trudno zliczyć.
-Niestety bramkarzem to ty nie będziesz. - Zaśmiałam się i wskoczyłam mu na barana. Ten zaczął się kręcić i oboje wylądowaliśmy na ziemi.
-Ałaa, co ty robisz. - Śmiałam się.
-Nic, zrzucam to coś co miałem na plecach. - Śmiał się.
-Osz ty. - Wstałam i zaczęłam go gonić po całym boisku, Ann śmiała się z nas, a Marco zaczął kopać w nas piłkami.
-Jak ja cie strzele ! - Krzyknął Mario, wziął piłkę i kopnął ją w stronę Marco, niestety blondyn zrobił unik, a piłka trafiła prosto w trenera Kloppa, który pojawił się znikąd.
-Ups. - Rzekłam
-No to masz przejebane stary. - Zaśmiał się Reus.
-Trenerze przepraszam, to było w Marco. - Zaczął się tłumaczyć mój chłopak.
-Spokojnie, żyję, ale za karę 5 kółek wokół boiska.
-Ale...
-Żadne ale, już - Popędzał go trener, Mario zabrał się za robienie kółeczek, a my nie mogliśmy powstrzymać śmiechu. - Chcecie dołączyć do niego? - Zaśmiał się Klopp.
-Nie dziękujemy. - Powiedziałam, starając się powstrzymać śmiech.
-Co tam u was słychać dziewczyny ? Dawno u nas nie byłyście. -Zapytał Klopp.
-A dobrze, byłyśmy na wakacjach, a ostatnio tak jakoś wyszło, że nie było bardzo kiedy wpadać. - Powiedziała Ann.
-Dobrze, ale liczę, że będziecie nas odwiedzać i wpadać na mecze. - Uśmiechnął się.
-Oczywiście. - Odparłam
-Ja będę się zbierał, przyszedłem tylko po potrzebne dokumenty, możecie mu powiedzieć, że może przestać biegać. - Wskazał na Mario.
-Nie myślę, że przyda mu się trochę ruchu. - Zaśmiałam się.
-Jak chcecie, no to do widzenia. - Pożegnał się.
-Do widzenia. - Odparliśmy chórem, a trener odszedł.
-Serio ? Nie powiemy mu ? - Zapytał Reus.
-Nie, niech się pomęczy. - Śmiałam się i postanowiliśmy usiąść na ławce i popatrzeć jak mój chłopak biega.
Po jakimś czasie skończył.
-O matko. - Dyszał ze zmęczenia. - Gdzie trener? - Zapytał i spojrzał na nas nic nie rozumiejąc, bo zaczęliśmy się śmiać. - No co ?
-Nic, trener już poszedł do domu. - Powiedziałam, Mario kiwnął tylko głową. - A i  odchodząc powiedział,  że możesz przestać biegać, ale stwierdziliśmy, że przyda ci się trochę wysiłku. - Zaśmiałam się, a Mario wypluł wodę, którą właśnie pił.
-Zabije. Zabije was. - Zaczął się wydzierać i śmiać.
-Oj tam. - Cmoknęłam go.
-To co zbieramy się już? - Odezwała się Ann.
-Tak już późno. Chodźmy się przebrać. - Rzekł Marco i wszyscy ruszyliśmy do szatni. Następnie rozeszliśmy się do domów, a ja znów nocowałam u Mario.
----------------------------------------------------------
Komentujcie <3
Nie będę nic pisać o meczu, bo każdy wie jak było. Cieszy mnie bramka Mario w meczu Niemiec ;)
Zapraszam na prolog :  http://liebe-in-dortmund.blogspot.com/

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 18

 Było to zdjęcie, spojrzała na mnie pytająco.
-Łukasz? - Zapytała Ann. -Po co ci jego zdjęcie?
-Nie, nie wiem skąd się tu wzięło, musiało wpaść jak się pakowałam. - Wyrwałam jej zdjęcie. Nadal się na mnie dziwnie patrzyła. - Boże, Ann Łukasz to przeszłość, nie patrz tak.
-Mam taką nadzieje. Zniszczył ci życie, nie powinnaś już o nim myśleć.
-I nie myślę. - Uśmiechnęłam się i ruszyłam do łazienki.Gdy byłam już sama w łazience spojrzałam na zdjęcie, wszystkie wspomnienia wróciły. Zastanawiałam się jak to zdjęcie się tu znalazło, pewnie wpadło mi jak zabierałam kosmetyczkę z szuflady w której były też zdjęcia. To przez niego się stoczyłam, Ann ma rację nie powinnam już do tego wracać  i myśleć o nim. Zgniotłam zdjęcie i wrzuciłam z powrotem do kosmetyczki. Rozebrałam się i wzięłam bardzo potrzebny mi zimny prysznic. Gdy wyszłam Ann się gdzieś zbierała.
-Gdzie idziesz? - Zapytałam wycierając włosy.
-Do Marco, jeśli nie masz nic przeciwko.
-No coś ty. - Uśmiechnęłam się. - Idź.
-Okey. To pa.
-Pa. Ann? - Zatrzymałam ją.
-Tak?
-Zawołaj tu Mario jak możesz.
-Jasne, będziemy mieć więcej prywatności z Marco. - Uśmiechnęła się, i wyszła. Dokończyłam suszenie włosów i ubrałam się w wygodne rzeczy, następnie położyłam się na łóżku i zaczęłam oglądać jakieś programy w TV. Po chwili ktoś zapukał do drzwi. To Mario.
-Mogę? - Zapytał.
-Taak, chodź . - Uśmiechnęłam się i wskazałam miejsce obok siebie na łóżku.
-Co jest ? Ann kazała mi przyjść.
-Nic, przyda im się trochę prywatności, a i ja chcę spędzić z tobą trochę czasu. - Cmoknęłam go w policzek.
-No chyba, że tak. - Ucieszył się i mnie objął. Oglądaliśmy chwilę TV, gdy postanowiłam się odezwać.
-Dziękuję ci.
-Za co ? - Zapytał patrząc się na mnie.
-Za wszystko, za to, że jesteś i wiesz, to dzięki tobie skończyłam z tym imprezowaniem, piciem i wgl. - Uśmiechnęłam się.
-Nie ma za co, ja też dziękuję, bo dzięki tobie też się zmieniłem na lepsze. - Pocałował mnie.
-Kochanie ?
-Tak?
-A możesz mi powiedzieć dlaczego i kto cie wprowadził w taki tryb życia?
-Ech no to przez te problemy z ojcem.
-Przykro mi. Ale kto cie w to wprowadził, bo chyba nie Ann. - Zaśmiał się.
-Nie nie ona. - Zawahałam się. - To taki dawny przyjaciel mojego brata. Poznałam go na jego urodzinach  i wtedy właśnie z nim zaczęło się picie i też narkotyki....
-Gdybym tylko wiedział kto to, to bym mu mordę poprzestawiał. On zniszczył ci życie. Był dużo starszy ?
-No 5 lat. Ale jakie to ma znaczenie...
-Boże, zero odpowiedzialności jak on mógł. Jesteś na to za młoda.
-Oj Mario daj spokój. - Zaśmiałam się.
-Nie, bo zniszczył życie mojego skarba. - Objął mnie mocniej. - Powiesz mi kto to ?
-Mario, nie mogę.
-Dlaczego? On zasługuje na wszystko co najgorsze, za to co zrobił.
-Nie. Mimo wszystko nie mogę. Zniszczyłabym mu teraz wszystko co osiągnął, gdyby wyszło jaki tryb życia prowadzi. No i wstyd się przyznać, ale był moją pierwszą miłością. - Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Ale teraz już nic dla ciebie nie znaczy ?
-Nie, jasne, że nie. Liczysz się tylko ty. - Pocałowałam go.
-Ale kim on jest ? Że zniszczyłabyś mu to co osiągnął.
-Oj no... to tak jakby ciebie ktoś oskarżył o spożywanie alkoholu czy narkotyków.
-Byłbym skończony u trenera i ogólnie jako piłkarz. - Zastanowił się. - Chyba nie powiesz mi, że też był piłkarzem?
-Ta był nadal jest. Ale to nieważne, nie gadajmy o tym.
-Ciągnie cie do piłkarzy. - Zaśmiał się, ale skarciłam go wzrokiem i na przeprosiny pocałował mnie w czoło.
-Ciekawe co robi Reusik z Ann. - Myślał.
-A jak myślisz. - Zaśmiałam się.
-To może pójdziemy w ich ślady ? - Uśmiechnął się i zaczął mnie całować. Po chwili zaczęliśmy gubić ubrania. Spędziliśmy razem cudowną noc. Druga para zapewne też.

Gdy rano się obudziłam nie było przy mnie Mario, ale nie miałam nawet sił zastanawiać się gdzie jest i ponownie opadłam twarzą na poduszkę. Po chwili usłyszałam, że ktoś wychodzi z łazienki, był to Mario. Miałam zamknięte oczy i myślał, ze śpię. Podszedł do łóżka i zaczął mi dmuchać w szyję, dobrze wiedział, że tego nienawidzę. Wykorzystując jego chwilę nieuwagi z zamkniętymi oczami złapałam poduszkę i walnęłam go w głowę. Otworzyłam oczy i nie mogłam powstrzymać śmiechu, Mario leżał na podłodze i również się śmiał.
-No to masz nauczkę, że śpiącemu się nie dokucza. - Śmiałam się.
-Ejj to nieuczciwe. Zaskoczyłaś mnie. - Wszedł na łóżko i uderzył mnie poduszką.
-O ty! - Zaczęliśmy się bić. W końcu Mario leżał na mnie, a ja nie miałam już sił.
-Okey poddaje się. - Śmiałam się.
-Wiesz, że ślicznie wyglądasz taka nieogarnięta z roztrzepanymi włosami ? - Powiedział i pocałował mnie. No tak jasne nie dość, ze właśnie wstałam to biliśmy się poduszkami więc muszę wyglądać komicznie.
-Idę się ogarnąć, bo muszę wyglądać strasznie . - Zaśmiałam się i uwolniłam z jego uścisku.
-A ja ? - Zrobił smutną minkę.
-Co ty ?
-Zostawisz mnie tu samego ?
-Ojej, bardzo mi przykro ale tak. - Zaśmiałam się i pobiegłam do łazienki.

*
Właśnie się obudziłam, Marco jeszcze śpi, a ja leżę i zastanawiam się czy to co powiedziała wczoraj Monika to prawda. Poważnie zdjęcie znalazło się tam przypadkowo, czy może nadal myśli o Łukaszu? Mam nadzieję, że mówiła prawdę. Lepiej żeby o nim nie myślała. Zniszczył jej życie, dał pierwsze narkotyki , a ona się w nim głupio zakochała. Z rozmyśleń wyrwało mnie mruczenie Marco. Zaśmiałam się, on zawsze albo gada albo wydaje dziwne odgłosy przez sen. Obudził się.
-Hej skarbie.
-Hej. - Cmoknęłam go . - Jak się spało?
-Z tobą zawsze świetnie. - Uśmiechnął się.
Wstaliśmy, ogarnęliśmy się i zeszliśmy na dół do restauracji, gdzie czekała już Monika z Mario.

-Hej . - Przywitali się.
-Siemka. - Powiedziałam.
-To co dziś robimy ? - Zapytał Marco.
-Hmm co powiecie na dyskotekę ? Pójdziemy do jakiegoś klubu, rozerwać się. - Zaproponował Mario.
-O tak, przyda mi się. - Powiedziałam.
-Okey, my też chętnie. - Powiedział blondyn.

Zjedliśmy śniadanie i znów większość dnia spędziliśmy na plaży na opalaniu się i wygłupianiu. Oczywiście Mario musiał wrzucić mnie do wody bez mojej zgody. Postanowiłam go wystraszyć i udawałam, że się topię. Jak zwykle się nabrał. Później przenieśliśmy się na basen, gdzie spędziliśmy czas na opalaniu się i piciu kolorowych drinków. W końcu wybiła 19 i poszliśmy się szykować. Ja założyłam sukienkę , a Ann zdecydowała się na to. Po chwili chłopcy przyszli i mogliśmy ruszać do klubu. Zabawa była przednia, oczywiście Mario pilnował abym się nie upiła, bo jak wiemy robię wtedy różne rzeczy.


*
-Było świetnie, cały czas tańczyłam z Marco, Moniką i Mario. Zachciało mi się pić więc podeszłam do baru.
-Poproszę wodę ! - Starałam się przekrzyczeć muzykę. Pojawił się przy mnie jakiś facet.
-Tylko wodę? Może napijemy się czegoś mocniejszego ? - Uśmiechnął się nieznajomy.
-Nie dzięki. Nie mogę. - Uśmiechnęłam się nieśmiało.
-A to niby czemu ? Taka ładna dziewczyna się ze mną nie napije?  - Zaczął się przystawiać.
-Nie. Serio nie mogę. - Chciałam odejść ale złapał mnie za rękę.
-Mnie się nie odmawia. - Rzekł groźnie. Nagle podbiegła do mnie Monika.
-Co tu się dzieje? Puść ją ! - Krzyknęła.
-Monika daj spokój , nic się nie dzieje. - Starałam się jej przetłumaczyć
-Przecież widzę, że się do ciebie przystawia. - Rzekła. - Odwal się od niej.
-Haha i co mam się ciebie bać? - Zapytał śmiejąc się.
-Może powinieneś. - Gdy Monika to powiedziała wiedziałam, że będą problemy. Postanowiłam szybko znaleźć chłopaków. Gdy z nimi przybiegłam Monika szarpała się z tym facetem przy barze.
-Zróbcie coś ! -Krzyknęłam.
-Zaraz mu przywalę, nie ma prawa jej dotykać. - Powiedział Mario i ruszył do baru. Marco kazał mi wyjść na zewnątrz i czekać, a on przyprowadzi Monikę. Gdy czekałam na dworze, martwiłam się o nich, ale po chwili pojawił się Marco ciągnący za sobą Monikę.
-Co do cholery. Puść mnie ! - Krzyczała
-Ejj spokojnie. Co ty robisz? Chciałaś się bić z facetem dwa razy większym od siebie ?
-Grr, a co miał się do niej przystawiać? - Zapytała wściekła.
-Dziękuję, ale nie powinnaś. - Uścisnęłam ją. - Gdzie Mario ? - Zapytałam.
-No tak Mario. Zaraz wracam. - Blondyn zniknął w drzwiach klubu.
Gdy zostałyśmy same wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Haha moja bohaterka. - Śmiała się.
-Widzisz, ktoś musi cie bronić. - Uśmiechnęłam się.
Po paru minutach pojawili się chłopcy, Mario był trochę poobijany.
-Boże, wszystko w porządku ? - Monika zmartwiła się stanem chłopaka.
-Tak. Musiałem mu za ciebie oddać. - Cmoknął ją w policzek. - Co ci odwaliło żeby się na niego rzucać? - Zaśmiał się.
-Przystawiał się do Ann.
-To mogłaś nas zawołać, a nie brać sprawy w swoje ręce. - Odezwał się Marco, obejmując mnie.
-Grr, mogłoby być za późno, coś mogło się jej stać, albo dziecku. - Powiedziała Monika uśmiechając się do mnie. - Powinieneś być mi wdzięczny.
-Jakiemu dziecku ? - Pojawił się przy nas znajomy wysoki brunet. Spojrzeliśmy po sobie zdezorientowani.

----------------------------------------
Okey jest kolejny, teraz posty będą pojawiać się częściej ;)
Zapraszam Was na nowego bloga :  http://liebe-in-dortmund.blogspot.com/
Pojawili się już bohaterowie :)
Jak czytacie to komentujcie, to naprawdę miłe widzieć, że ktoś czyta <3.

czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 17

-W końcu ziemia. - Ucieszyłam się gdy wysiedliśmy z samolotu i stanęliśmy przed lotniskiem.
-Boisz się latać ? - Zapytał Reus.
-Nie, miałam nieszczególnie fajnego dzieciaka za sobą. - Zaśmiałam się.
-Uff, ale tu gorąco. - Powiedziała Ann.
-Tak, zaraz idziemy się opalać. - Krzyknęłam .
-A my z Maro od razu idziemy popływać. - Spojrzał porozumiewawczo na przyjaciela. Następnie ruszyliśmy do hotelu do swoich pokoi, stwierdziliśmy, że ja z Ann będziemy spać w jednym pokoju, a chłopcy w drugim. Weszłyśmy do pokoju, który okazał się być naprawdę ładny i duży. No tak Mario załatwił najdroższy hotel, nic dziwnego. Szybko wyciągnęłam z walizki ostatnio kupione bikini i pobiegłam do łazienki się przebrać. Gdy wyszłam zauważyłam, że Ann stoi przed lustrem i spogląda na swój brzuch.
-Coś nie tak ? - Zapytałam wiążąc włosy w kucyka.
-Jak założę strój, będzie widać że jestem w ciąży.
-Daj spokój nie będzie. - Podeszłam do niej. - Który to tydzień?
-Czwarty. - Powiedziała.
-Oj Ann, nic jeszcze nie widać, nie marudź i biegnij się przebrać, ja tu poczekam.
-Okey. - Rozchmurzyła się i poszła się przebrać. Założyłam na siebie jeszcze zwiewną sukienkę i przyszykowałam potrzebne rzeczy, takie jak kremy, ręcznik, wodę itp. Po chwili z łazienki wyszła przebrana przyjaciółka.
-Świetnie wyglądasz. - Przytuliłam ją i wyszłyśmy z pokoju. Umówiłyśmy się z chłopakami, że spotkamy się przy recepcji. Gdy dotarłyśmy, oni czekali już na miejscu.
-No ile można czekać ! - Zaśmiali się.
-Tyle ile trzeba. - Rzekłam i ruszyłam przed siebie w stronę plaży, reszta podążyła za mną. Pod hotelem chłopców zaczepiło parę osób prosząc o autograf lub zdjęcie. No i oczywiście te napalone dziewczynki lepiły się do nich w tych skąpych strojach, że równie dobrze mogłyby by nie mieć nic na sobie. Ann wyglądała na zdenerwowaną, rzeczywiście jedna blondynka o mało nie rozebrała Reusa, tak się na niego gapiła, że była by w stanie przelecieć go tu, na chodniku. Gdy zauważyłam, że przyjaciółka zdenerwowała się na poważnie postanowiłam ją stamtąd zabrać.
-Poczekamy na plaży. - Krzyknęłam do chłopaków i pociągnęłam za sobą Ann, nawet nie wiem czy zwrócili na mnie uwagę, najwidoczniej podobało im się to, że te puste dziewczyny tak się do nich pchają.
-Grr, mam tego dosyć. - Zaczęła jęczeć Ann. - Nawet nie zwrócił na nas uwagi, widziałaś tą blondynę?!
-Tak, Ann spokojnie. Przecież zawsze tak jest gdy tylko gdzieś wychodzimy.
-Tak ale w Dortmundzie laski nie chodzą praktycznie nagie.
-No trudno żeby tu chodziły tak jak w Dortmundzie, Ann ogarnij się, jesteśmy na wakacjach. Gorąca plaża, piasek, woda, daj spokój jesteśmy tu żeby się zabawić. - Zaśmiałam się.
-Masz rację. - Zauważyłam jej chytry uśmieszek.
-Ann ? Co ty knujesz?
-Nie nic, dlaczego tak uważasz. - Zaśmiała się. - Oj Monika sama powiedziałaś, że mamy się zabawić. - Pobiegła na plażę, rozkładając ręcznik i przywołując mnie do siebie. Podbiegłam do niej i rozłożyłam się obok. Zdjęłam sukienkę i zapytałam Ann czy posmaruje mnie kremem do opalania.
-A czemu ja mam to robić? Zobacz, mało jest tu przystojniaków? - Zaśmiała się i poprosiła faceta obok aby ją posmarował . Sama  się uśmiechnęłam i rozejrzałam się kto by tu mógł mnie posmarować. Zauważyłam, że chłopcy wracają. Stwierdziłam, że plan Ann jest dobry i trzeba ukarać chłopaków, więc zapytałam napotkanego chłopaka czy może mnie posmarować. Zgodził się . Spojrzałam na Ann, miała niezły ubaw widząc wściekłą minę zbliżającego się Marco.
-Ejj to nasze dziewczyny ! - Krzyknął Reus, a ja się zaśmiałam.
-I co z tego, nie było was. - Pokazałam mu język. Mario podszedł, wyrwał krem chłopakowi i sam dokończył smarowanie mnie. Marco zrobił do samo, ale był bardziej zdenerwowany.
-Co wy wyprawiacie. - Rzekł mój chłopak.
-Cii, Ann chce ukarać Reusa, za to, że tak chętnie poddawał się zalotom tych prawie że nagich dziewczyn. - Szepnęłam mu i zaśmiałam się. Mario zrozumiał i sam się uśmiechnął.
-Okey, ale czy ty musisz robić to samo? - Zapytał.
-A co wolisz, żebym się spaliła na słońcu? Wiadomo kiedy byście wrócili? - Zapytałam.
-Okey, wybaczam . - Skończył mnie smarować i pocałował mnie. Wylądowaliśmy na ręczniku.
-Ej, może tak nie w miejscu publicznym ? - Śmiał się Marco.
-No Mario złaź ze mnie. - Zepchnęłam go.
-A wy co ? Już się na niego nie gniewasz? - Zwróciłam się do przyjaciółki?
-Gniewam. - Pokazała język i położyła się na ręczniku, aby się opalać. Ja zrobiłam to samo.
-Ejj a my ? - Zapytał Mario.
-Co wy?
-Grr, chodź Mario one nas tu nie chcą. - Powiedział Reus i pobiegli do wody. Bawili się jak dzieci przez  jakieś 15 minut. Ja się opalałam i czytałam jakieś nudne czasopismo, a Ann w tym czasie flirtowała z chłopakiem, który leżał niedaleko. Oczywiście tylko żartowała, kochała Marco nad życie, ale chciała go ukarać. Spędziliśmy na plaży około trzech godzin, w końcu postanowiliśmy wrócić do hotelu by się ubrać i iść coś zjeść. Chłopcy stwierdzili, że nie będą się przebierać i od razu poszli do restauracji zająć miejsce. Ja z Ann poszłyśmy do pokoju, oczywiście Ann pierwsza zajęła łazienkę, ja w tym czasie włączyłam TV i wyciągnęłam ubrania z walizki, postanowiłam wybrać to  , po kilkunastu minutach z łazienki wyszła ubrana brunetka i ja mogłam wziąć prysznic i ubrać się w przyszykowany wcześniej strój. Gdy wyszłam przyjaciółka leżała na łóżku i gapiła się w TV.
-Możemy już iść. - Powiedziałam.
-Okey. - Odparła i wyszłyśmy z pokoju kierując się na dół do restauracji, gdzie siedzieli już chłopcy. Zjedliśmy posiłek i posiedzieliśmy trochę razem, żartując i gadając o tym co będziemy robić. Ann stwierdziła, ze nie będzie się już gniewać na Marco, bo nie potrafi. Następnie wybraliśmy się na spacer, aby trochę pozwiedzać. Wszyscy stwierdziliśmy, ze Dubaj to piękne miejsce i będziemy musieli tu kiedyś wrócić. Słyszałam jak Reus szepnął mojemu chłopakowi, że będzie chciał się tu kiedyś oświadczyć Ann. Zaśmiałam się gdy to usłyszałam, ale stwierdziłam, że nie nic nie powiem Ann, kto wie może tak będzie naprawdę ? Życzę im szczęścia.
Gdy wróciliśmy ze spaceru zbliżał się już wieczór, wszyscy wróciliśmy do pokoi. Ann zmęczona chodzeniem rzuciła się na łóżko, a ja postanowiłam wziąć prysznic. Zabrałam ubrania i wyjęłam z walizki kosmetyczkę, z której coś wypadło. Nim zdążyłam zauważyć Ann trzymała w ręce jakąś kartkę, która właśnie wypadła. Było to zdjęcie, spojrzała na mnie pytająco.


--------------------------------
Jest kolejny ;d Wiecie co, zaczęłam już pisać nowe opowiadanie, niedługo was zaproszę do czytania. ;)
Zachęcam do komentowania <3

środa, 20 marca 2013

Rozdział 16

Rano wstałam bardzo wypoczęta, a Mario wręcz przeciwnie więc cały dzień będzie  mi marudził, fajnie się zapowiada. Wyciągnęłam go z łóżka i poszliśmy się ubrać oraz zjeść śniadanie. Jutro mamy jechać na wakacje. Mario o 11 pojechał załatwić nam bilety, a ja z Ann umówiłam się w galerii na zakupy.
-Hej kochanie. - Przywitałam ją buziakiem.
-No hej. - Uścisnęła mnie.
-No to co gotowa na zakupy ?
-Głupie pytanie. - Zaśmiałyśmy się.
Spędziłyśmy w galerii grubo ponad 3 godziny, kupiłyśmy najpotrzebniejsze rzeczy na wakacje i oczywiście stroje kąpielowe ja kupiłam żółto czarny , a Ann fioletowy , oraz różne koszulki i spodenki. Zadowolone z zakupów rozeszłyśmy się do domów po 14, Ann wróciła do Marco a ja pojechałam do mieszkania. Gdy weszłam do środka rozpakowałam zakupy i poszłam do pokoju po walizkę, aby się spakować na jutro. Gdy otwierałam walizkę usłyszałam dzwonek do drzwi, ruszyłam otworzyć, moim oczom ukazał się Mario.
-Haha co ty tu robisz? - Cmoknęłam go w usta na powitanie.
-Jak to co, tęskniłem się. - Uśmiechnął się i wszedł do mieszkania.
-Emm nie widzieliśmy się aż 3,5 godziny. - Spojrzałam na jego zegarek.
-No dużo co nie ?
-Taak . - Zaśmiałam się.
-No to co robimy? - Zapytał
-Hmm ja aktualnie to się pakuje. - Wskazałam na walizkę.
-Oo chętnie ci pomogę.  - Uśmiechnął się i ruszył w moją stronę. Tak z nim pakowanie trwa dwa razy dłużej ja pakowałam ubrania, a Mario mi je wywalał twierdząc, że to i tamto nie jest mi potrzebne.
-No ej co ja nago będę tam chodzić? - Powiedziałam zrezygnowana i zmęczona ciągłym układaniem ubrań.
-Oj nie miałbym nic przeciwko, tylko nie mogłabyś wychodzić z pokoju. - Śmiał się i przytulił mnie.
-Głupek. - Powiedziałam pod nosem i dokończyłam pakowanie.
-Słyszałem! - Zaśmiał się. Pomógł mi się już na poważnie spakować i po jakimś czasie padliśmy zmęczeni na kanapę.
-Pakowanie się z tobą jest cholernie męczące. - Śmiałam się.
-Oj nie przesadzaj, dobrze było. - Cmoknął mnie w policzek, wstał z kanapy i podszedł do półki na której stały książki itp.
-Oo a co tu masz? - Wyciągnął mój album ze zdjęciami.
-Album, nie widać?
-Mogę? - Zapytał.
-Skoro musisz. - Odparłam niechętnie. Wziął album i usiadł obok mnie.
-To ja zrobię coś do picia. Masz ochotę na kakao ?
-Jasne. - Odparł zadowolony przeglądając moje zdjęcia z dzieciństwa.
Szykowałam kakao, gdy usłyszałam z salonu.
-Haha w dzieciństwie byłaś blondynką!
-Ciemną blondyną. - Poprawiłam go siadając na kanapie i podając mu kakao.
-Pokaż to. - Zabrałam mu album.Przeglądałam go jakieś 5 minut w ciszy i rzekłam. -Ech patrzę na to wszystko i tak jakoś jest mi kurwa przykro.
-Dlaczego? - Zapytał zmartwiony chłopak.
-No bo zobacz wyglądam tu na szczęśliwe dziecko, a gdy tylko skończyłam dziesięć lat wszystko zaczęło się walić.
-Ale teraz jest dobrze, masz mnie. - Próbował mnie pocieszyć.
-Wiem, ale czemu ojciec tak mnie nienawidzi, dla mojego brata zawsze był inny, może nie było idealnie ale i tak lepiej. Co ja mu do cholery zrobiłam.
-Nic mu nie zrobiłaś, a on cie wcale nie nienawidzi. Ann mówiła, ze macie takie same charaktery to dlatego tak się kłóciliście i nie mogliście dogadać. - Przytulił mnie mocno i pocałował w czoło. -Niepotrzebnie brałem ten album, tylko zepsułem ci humor. -Posmutniał.
-To nie ty, nie twoja wina. Wszystko już okey. - Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta. - Ty też będziesz musiał pokazać mi swoje zdjęcia z dzieciństwa.
-Och dla ciebie wszystko. Moja mama też zawali cie opowieściami związanymi z każdym zdjęciem.
-Haha już nie mogę się doczekać. - Śmialiśmy się oboje i siedzieliśmy przeglądając album około godziny, w końcu Mario musiał jechać do domu aby się spakować, bo jutro wyjeżdżamy na wakacje.
-To wpadnę po ciebie jutro o 7 .
-O 7 ?! Zwariowałeś?
-Skarbie lot mamy o 7.55  - Uśmiechnął się.
-Matko... przecież nie wstanę !
-Dasz radę, ja w ciebie wierzę. - Pocałował mnie w usta . - Pa, dobranoc. Kocham Cię.
-Ja ciebie też. Pa.
Pocałował mnie jeszcze raz i wyszedł. Ja posprzątałam po nas, dołożyłam potrzebne kosmetyki do walizki i postawiłam ją przy drzwiach aby jutro jej przypadkiem nie zapomnieć. Niestety takie rzeczy mi się zdarzają. Zjadłam kolację, zadzwoniłam do Marco by przypomnieć im o jutrzejszym locie i wykąpałam się. Położyłam się o 21 aby wyspać się przed jutrem.


Rano obudził mnie denerwujący dźwięk, mianowicie były to trzy budziki, tak ustawiłam sobie trzy budziki aby wstać o odpowiedniej godzinie. Tak więc o 5:40 byłam już na nogach, może nie do końca, ale z łóżka wstałam. Jakimś cudem dotarłam do łazienki i wzięłam gorący prysznic. Zajęło mi to pół godziny, była już 6:10, poszłam do pokoju  i stanęłam przed szafą, nie miałam pojęcia co założyć. Zostało mi niewiele rzeczy, bo reszta była w walizce. Wyrzuciłam zawartość szafy na podłogę i postanowiłam coś wybrać, jednak przerwał mi dzwonek do drzwi. Niechętnie w samym ręczniku powędrowałam do drzwi.
-A wy co tu robicie ?! - Przede mną stała Ann  z Marco.
-Mmm co za widok. - Zachwycał się blondyn i oberwał po głowie od dziewczyny .
-Mario kazał nam wcześniej wstąpić na wypadek jakbyś zaspała. - Powiedział Marco.
-Ale nie zaspałam ! Grr czy wy uważacie mnie za jakąś nienormalną, która sama się nie wyszykuje. ? - Zdenerwowałam się.
-Szczerze? Tak . - Zaśmiała się Ann.
-Nienawidzę was. - Śmiałam się. - Wejdźcie, idę się ubrać.
-Okey, jadłaś już? - Zapytała Ann.
-Nie.
-Marco chodź zrobimy jej śniadanie.
-Ocho to ja dziękuje, on to doda mi jakiejś trutki na szczury czy coś.
-Okey więc Marco zostaje w salonie. - Pocałowała chłopaka i ruszyła do kuchni, a Marco zajął się oglądaniem nudnych programów w TV. Ja skierowałam się do pokoju i wróciłam do wybierania ubrań, zdecydowałam założyć to. Następnie uczesałam się i umalowałam i wróciłam do przyjaciół.
-Jestem. - Powiedziałam
-Okey, masz zrobiłam ci śniadanie.
-Dziękuję , jesteś kochana, ale Marco ci nie pomagał? - Zaśmiałam się,
-Nie, cały czas siedział grzecznie na kanapie.
-Okey. - Zabrałam się za jedzenie pysznych kanapek zrobionych przez Ann
-A wy gdzie macie walizki? - Zapytałam.
-Na dole, w samochodzie.
-Aha, jedziemy Twoim samochodem? - Zwróciłam się do Marco.
-Tak, kuzyn obiecał mi, że później zabierze je spod lotniska.
-Okey.
-Dochodzi 7, Mario powinien już być. - Powiedziała Ann.
-Haha, pewnie sam zaspał. - Śmiał się blondyn.
-Na pewno, mnie każde pilnować a sam sobie rady nie daje. Pewnie jeszcze mama go pakowała. - Żartowałam.
-Założę się. - Zgodził się Marco i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Po paru minutach ktoś zadzwonił do drzwi.
-To pewnie on, otworzę. - Zgłosił się Marco i ruszył otworzyć, miał rację to był Mario.
-Siema stary. - Rzekł Mario.
-No siema, już się o ciebie martwiliśmy, że zaspałeś. - Śmiał się blondyn.
-Gdzie ?! Ja?! W życiu. - Zaśmiał się i wszedł do środka.
-Hej kochanie, hej Ann. - Przywitał się i pocałował mnie.
-Hey. - Odparłyśmy wspólnie.
-To jak gotowe ?
-Tak, możemy iść. - Powiedziałam i wstałam od stołu, wszyscy ruszyliśmy na zewnątrz, ja wychodząc rozejrzałam się po mieszkaniu by sprawdzić czy niczego nie zapomniałam. Wyszliśmy, a Mario zabrał moją walizkę. Schodząc po schodach Ann się śmiała.
-Haha założę się, że czegoś zapomniałaś !
-O nie nie tym razem. - Pokazałam jej język.
Po paru chwilach byliśmy już na parkingu przy aucie Marco. Mario właśnie wkładał moją walizkę do bagażnika, gdy pomacałam się po kieszeniach .
-Czekaj! - Krzyknęłam.
-Co jest ? - Zapytali zdezorientowani.
-Zapomniałam. - Nie dokończyłam i pobiegłam z powrotem na górę, usłyszałam tylko śmiechy za sobą.
-Haha mówiłam. - Cieszyła się Ann.
Wpadłam szybko do mieszkania i  szukałam zguby. Jest ! Znalazłam szukaną rzecz i szybko zbiegłam na dół.
-Telefon! - Krzyknęłam pokazując im zapomnianą rzecz. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Oj niedługo to ty głowy zapomnisz. - Pocałował mnie w czoło chłopak i wszyscy wsiedliśmy do auta. Marco prowadził, Mario usiadł z przodu, a ja z Ann zajęłyśmy miejsca z tyłu. Po 15 minutach byliśmy na lotnisku. Odprawa trwała chwilę i w końcu mogliśmy zasiąść w fotelach w samolocie. Siedzieliśmy parami, ja z Mario , a Ann z Marco. Niestety lot trwał dość długo, a za nami siedział jakiś dzieciak, który w kółko darł się o jakieś słodycze. Nic dziwnego, miał jakieś 10 lat, a pewnie ważył więcej niż ja i Ann razem. Mario jakimś cudem usnął, a ja wyciągnęłam słuchawki, lecz nawet maksymalna głośność nie zagłuszała dzieciaka. W końcu po męczących dwóch godzinach udało mi się zasnąć.  Obudziła nas stewardessa, mówiąc, że niedługo będziemy lądować. Bardzo się ucieszyłam, był to jeden z moich gorszych lotów.

-------------
Jest 16 ;)
Niestety zaczyna mnie męczyć to opowiadanie, powoli je kończę zostało mi tylko parę rozdziałów, oczywiście w Wordzie ;d tu jeszcze ich trochę będzie, tak więc zapraszam do czytania i komentowania. Myślałam czy jak skończę to opowiadanie to brać się za kolejne, ale nie wiem czy to wypali. Będzie ktoś czytał?

poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 15

Po 15 minutach jazdy zatrzymaliśmy się pod domem Marco i za chwilę staliśmy pod drzwiami czekając, aż kumpel nam otworzy. Za chwilę pojawił się w drzwiach.
-No kogo moje oczy widzą ! Witam, wchodźcie. - Uścisnął Mario, a ja zauważyłam, że w salonie siedzi Ann więc wyminęłam go i rzuciłam się na przyjaciółkę.
-Haha też cieszę się, że cię widzę. - Słyszałam za sobą Marco.
-Boże Ann jak ja cie dawno nie widziałam ! - Krzyknęłam i przytuliłam przyjaciółkę.
-No będzie ze 2 dni! - Odwzajemniła uścisk i cmoknęła mnie w policzek, następnie przywitała się z moim chłopakiem.
-Jak się czujesz? - Zapytał ją Mario.
-Świetnie. - Uśmiechnęła się.
-Mojemu skarbowi ciąża bardzo służy. - Objął ją zadowolony Marco.
-Haha no właśnie widać.
-Siadajcie. - Wskazał kanapę. - Co was sprowadza.
-Pff musi nas coś sprowadzać? Do kumpla przyszedłem. - Oburzył się Mario.
-Przecież mówiłeś, że... - Nie dokończyłam.
-Haha wiedziałem. - Śmiał się Marco. - No to co jest ?
-No dobra. - Uśmiechnął się Mario. - Wiecie tak sobie myślałem, że kończą się wakacje i może byśmy gdzieś razem pojechali ? Tym bardziej, że Monika raczej pójdzie do szkoły we wrześniu, więc wydaje mi się, że trzeba jakoś ten czas wykorzystać.
-Serio ? Idziesz do szkoły? - Nie dowierzała moja przyjaciółka.
-No Mario nalega, dobrze wiesz, że sama z siebie bym nie poszła.
-Haha racja.
-No to co o tym sądzicie? -  Kontynuował mój chłopak.
-Ja byłbym chętny, a ty skarbie? - Zwrócił się do Ann.
-Jasne czemu by nie. Dawno nigdzie nie byłam.
-No to jedziemy we czwórkę ! - Krzyknęłam szczęśliwa. - Tylko gdzie?
-Hmm jakieś propozycje ? - Zapytał Marco.
-A co powiecie na Dubaj ? - Zaproponowała moja przyjaciółka. - Gorący piasek, plaże... - Rozmarzyła się.
-Oo tak, mi się podoba. - Uśmiechnęłam się.
-Marco?
-Jasne, pojadę wszędzie za moim skarbem. - Cmoknął Ann w policzek.
-No to miejsce już mamy. Pasuje wam jechać jeszcze w tą środę?
-Taak. - Odrzekliśmy chórem.
-No to świetnie. - Rzekł zadowolony Mario. - Załatwię jeszcze tylko bilety i mamy wszystko. Tymczasem Reus dawaj jakieś piwo. - Zaśmiał się.
-Też chcę ! - Krzyknęłam.
-Okey, a ciebie się nawet nie pytam bo jesteś w ciąży. - Zwrócił się do Ann, a ona zrobiła minę obrażonego dziecka.
-Jest taki ostrożny jakbym była jajkiem. - Zaśmiała się gdy Marco zniknął w kuchni.
-Słyszałem ! - Krzyknął z kuchni. - To źle że się o ciebie troszczę ? - Zapytał wracając z piciem. Wręczył mi i Mario po piwie a Ann dał sok pomarańczowy.
-Dobrze, dobrze . - Pocałowała go.
Spędziliśmy razem jeszcze jakieś dwie godziny, rozmawiając i planując wakacje. Do domu Mario wróciliśmy około 19.
-O dobrze, że jesteście zaraz będzie kolacja. - Krzyknęła pani Astrid z kuchni, a w salonie Felix grał z ojcem z Fifę. Gdy Mario ich zobaczył od razu się do nich przysiadł, a ja poszłam do kuchni.
-Może w czymś pani pomóc? - Zapytałam myjąc ręce.
-Nie nie trzeba, już kończę, ale możesz nakryć do stołu. - Wskazała na sztućce.
-Okey, bardzo chętnie. - Zabrałam potrzebne rzeczy i ruszyłam do jadalni przyszykować stół. Gdy nakrywałam obrusem stół poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu.
-Mario głupku nie przeszkadzaj.
-Pomogę ci. - Pocałował mnie w szyję i pomógł nakryć mi stół.
-Nie myślałaś może o tym by się tu przeprowadzić? - Zapytał rozstawiając talerze.
-Ee nie, mam własne mieszkanie. - Uśmiechnęłam się.
-Ale bylibyśmy bliżej siebie.
-Mario i tak spędzam tu za dużo czasu. - Dźgnęłam go w brzuch, co było błędem bo zaczął mnie łaskotać.
-Rodzice nie mieliby nic przeciwko temu. - Mówił nie przestając mnie łaskotać.
-Błagam przestań! Stop. - Śmiałam się, miałam straszne łaskotki a on o tym świetnie wiedział. Wylądowaliśmy na podłodze, a ja płakałam ze śmiechu, był silniejszy i nie mogłam się wyrwać. Nagle w jadalni pojawił się pan Jurgen - tata Mario.
-Dzieci takie rzeczy po kolacji. - Śmiał się. Oboje na niego spojrzeliśmy, Mario zaśmiał się a mi było wstyd.
-Bardzo chętnie. - Rzekł i podniósł się podając mi rękę. Spiorunowałam go wzrokiem.
-Spokojnie, pański syn tylko próbował mnie zabić. - A ja próbowałam wybrnąć z tej jakże dziwnej sytuacji.
-Ejj ty zaczęłaś. - Udał obrażonego. Pan Jurgen kręcił głową śmiejąc się.
-Mogłeś nie oddawać. - Zaśmiałam się i ruszyłam do kuchni pomóc mamie Mario w przyniesieniu kolacji. Reszta wieczoru była bardzo miła, zjedliśmy wspólnie kolację i razem z Mario zmęczeni poszliśmy na górę.
-Uff padam ! - Rzuciłam się na łóżko.
-Już? Mam świetny sposób na to by cię rozruszać. - Zaczął mnie całować i zabrał się za zdejmowanie mojej bluzki.
-O nie nie ja idę spać. - Wyrwałam mu się i wstałam z łóżka. - Ale najpierw idę się umyć, dzięki za zdjęcie mi bluzki nie będę musiała się męczyć. - Zaśmiałam się i poszłam do łazienki.
-Polecam się na przyszłość - Usłyszałam zawiedziony głos Mario. Po około pół godzinie wyszłam z łazienki przebrana już w piżamę, gotowa do snu. Gdy weszłam do pokoju, na łóżku zastałam pół śpiącego chłopaka. Zaśmiałam się pod nosem i rzuciłam w niego poduszką, zerwał się jak oparzony.
-Ejj co się dzieje. - Powiedział zaspany.
-Nic, możesz iść już do łazienki. - Cmoknęłam go i weszłam pod kołdrę.
-Ładne mi już. - Powlókł się do łazienki a ja postanowiłam na niego poczekać. Wzięłam jakąś gazetę, która leżała przy łóżku i zaczęłam czytać. Zaraz to było babskie czasopismo, co ono robi u Mario, czyżby w wolnych chwilach przeglądał babskie pisemka? Zaśmiałam się i zabrałam za przeglądanie gazety. Było tu pełno plotek na temat piłkarzy i idiotycznych wywiadów, które zapewne były zmyślone. To głupie ale ta gazeta mnie wciągnęła. Po jakimś czasie w pokoju pojawił się mój chłopak.
-Haha skarbie możesz mi powiedzieć, co u ciebie w pokoju robią takie gazety? - Rzuciłam mu jedną i się zaśmiałam.
-Eee . - Spojrzał na nią krzywo. - To pewnie mamy. - Gdy zobaczył moją minę kontynuował. - No chyba nie myślisz, że czytam takie rzeczy. - Zaśmiał się i położył się obok mnie.
-Nie wiem, tak pytam. - Odpowiedziałam.
-Oj dobra zostaw tą gazetę i chodź tu. - Ponownie zaczął mnie całować.
-Ej ale ta gazeta jest serio fajna. - Śmiałam się. - Widziałeś to zdjęcie Kloppa? - Pokazałam mu gazetę.
-No rzeczywiście ma tu twarz jak koń po westernie. - Zaczęliśmy się śmiać i przeglądać dalej gazetę, aż w końcu usnęliśmy wtuleni w siebie.

-------------------
Krótko, myślałam żeby połączyć rozdziały ale stwierdziłam, że po co macie się przemęczać tyle czytając ;d
Miłego wieczoru życzę :*

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 14

18 sierpnia
Tym razem noc spędziłam w domu Mario. Wygrzebaliśmy się z łóżka o 9 rano i postanowiliśmy zejść na dół na śniadanie. Oczywiście Mario nie pozwalał mi w spokoju zejść po schodach, tylko łaskotał mnie cały czas i o mało się nie zabiłam.
-Mario kurde idziesz pierwszy, nie zamierzam iść przed tobą bo się o własne życie boje ! - Wypchnęłam go przed siebie na schodach i szłam za nim.
-Oj przecież uratowałbym cie.
-Już to widzę, jeszcze siebie byś przy okazji zabił. - Śmiałam się z niego.
-Bardzo śmieszne. - Najwidoczniej tak bo również śmiał się jak głupi. Zeszliśmy w końcu do jadalni w której siedzieli już państwo Goetze.
-Dzień dobry . - Rzekłam wesoło.
-Witaj. Mario a ty co już z samego rana jej dokuczasz? - Zaśmiał się pan Goetze.
-Kocham ją denerwować. - Podszedł do mnie i objął mnie.
-Oj zakochańce. - Skomentowała pani Astrid. - Siadajcie i jedzcie my z Jurgenem wychodzimy na miasto, jak Felix wstanie to dopilnujcie żeby też zjadł zanim wyjdzie.
-Oczywiście. - Uśmiechnęłam się.
-Trzymajcie się. - Wyszli a ja z Mario zostaliśmy sami z ogromną ilością jedzenia na stole.
-Mmm ale jestem głodny.
-Ty zawsze jesteś głodny.
-Nieprawda!
-Prawda i dobrze o tym wiesz. - Zaśmiałam się, a Mario zabrał się do jedzenia. Ja nalałam sobie herbaty i zabrałam się za kanapkę z nutellą.
-Kochanie? - Zapytał Mario.
-Hmm?
-Widzisz kończą się właśnie wakacje.
-No wiem, ale co z tego. Nigdzie się nie wybieram, nie wracam do Polski. - Uśmiechnęłam się.
-Wiem i dobrze. Ale nie myślałaś może o szkole?
-O matko. Musiałeś?
-Pytam tylko, chyba powinnaś jeszcze chodzić do szkoły co nie?
-Może powinnam. Ale Mario nie mam ochoty.
-Nikt nie lubi szkoły. - Uśmiechnął się mój chłopak.
-Poza tym teraz i tak już nic bym nie znalazła.
-Mój tata jest nauczycielem, ma kontakty, chętnie ci coś znajdzie.
-Jesteś okropny.
-Ale i tak mnie kochasz. - Uśmiechnął się i wyciągnął się przez stół by mnie pocałować.
-Kocham. - Odwzajemniłam pocałunek.
-To co z tą szkołą? Mam pogadać z tatą?
-Okey, ale nie chce o tym już dziś słyszeć, ani w ogóle aż do września.
-Jasne. Jedz a ja pójdę obudzić Felixa i później zabieram cie gdzieś.
-Gdzie?
-Niespodzianka. - Powiedział i pobiegł na górę. Ja dokończyłam śniadanie, posprzątałam po nas i poszłam na górę przebrać się. Tak mam tu prawie pół swojej szafy, bo Mario twierdzi, że powinnam mieć tu swoje rzeczy gdy tu zostaje, a jego mama to wgl byłaby prze szczęśliwa gdybym się tu wprowadziła. Uwielbiam tą kobietę, bardzo się polubiłyśmy w prawdzie to ona zastępuje mi tu matkę. Poszłam więc do pokoju Mario, wzięłam ubrania   i przebrałam się. Gdy zeszłam na dół Mario czekał już w salonie.
-Ślicznie wyglądasz. - Objął mnie i wyszliśmy na zewnątrz. Wsiedliśmy do auta Mario i pojechaliśmy gdzieś, nie wiem gdzie bo chłopak milczał. Zauważyłam, że jedziemy w stronę Westfalenpark. Tak zatrzymaliśmy się przy parku. Mario wyszedł z auta, ja zaraz po nim. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Spojrzałam na niego pytająco.
-No nie mów, że nie masz ochoty spojrzeć na miasto z wieży Floriana.
-Jasne, że tak. Zawsze o tym marzyłam, ale masz bilety?
-Oczywiście, że tak.
-To na co czekamy ? - Zaśmiałam się i pobiegłam w stronę wieży,a Mario za mną. Gdy weszliśmy na samą górę nie mogłam nacieszyć się widokiem.
-Dziękuję. - Rzekłam szczęśliwa.
-Cieszę się, że ci się podoba. - Objął mnie od tyłu i patrzyliśmy wspólnie na miasto.
-Kocham cię. - Odwróciłam się do niego twarzą tak, że mogłam  teraz patrzeć mu prosto w oczy, dotknęłam dłonią jego policzka i przysunęłam swoją twarz do jego twarzy. On zatopił swe dłonie w moich włosach i namiętnie wpił się w moje usta. - Też cię kocham. - Szepnął i kontynuował przerwaną czynność, czułam jak podczas pocałunku uśmiechał się.
-Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - Wtuliłam się w jego koszulkę i uderzył mnie mocny zapach jego perfum, tak bardzo je lubiłam.
-Nie wiem co ja bym bez ciebie zrobił. Widzisz jak mnie zmieniłaś, nawet mama mnie chwali. - Zaśmiał się i objął mnie mocno.  - Dziękuję, że jesteś. - Staliśmy wtuleni jeszcze jakiś czas, w końcu Mario złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Zeszliśmy z wieży i chłopak zabrał mnie na most zakochanych. Na miejscu wyjął kłódkę z naszymi inicjałami i wspólnie zatrzasnęliśmy ją na moście po czym wyrzuciliśmy kluczyk do rzeki.
-Jesteś wariatem. - Śmiałam się.
-Zwariowałem na twoim punkcie. - Pocałował mnie delikatnie i przytulił.
-Wiesz tak sobie myślę, że możliwe, że we wrześniu pójdziesz do szkoły to te ostatnie dni musimy dobrze wykorzystać.
-Na przykład jak ? - Zapytałam.
-Mam pomysł, jedziemy do Reusa. Tam się wszystkiego dowiesz.

-----------------------------------------------
Mamy 14 rozdział, jeju ale to zleciało. Trudno jest mi opisywać te takie zwykłe dni gdy nic takiego się nie dzieje. Po prostu mi to nie wychodzi, najchętniej napisałabym od razu te spektakularne momenty z życia bohaterów. Ale nie zrobię tego bo opowiadanie musi powoli się rozwijać. Cóż mam takie pytanie, opowiadanie ma się zakończyć " I żyli długo i szczęśliwie", czy może przerwać je w jakimś ważnym dla bohaterów momencie i ewentualnie w przyszłości je kontynuować?
Jeżeli czytacie to komentujcie I dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem każdy komentarz  to dodatkowa motywacja :)
btw widok z wiezy floriana :D 
LINK