poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 21

Kolejne dni, tygodnie mijały w miarę normalnie, jak to w szkole zawsze się nudziłam. Plastiki zaczepiały nas jeszcze parę razy, ale zauważyły, że to nie ma sensu i dały sobie spokój. Uczę się jak to ja, ciągnę ledwo tróje, ale Mario wieczorami siedzi i kuje razem ze mną. Mojej przyjaciółce idzie trochę lepiej, ale my nigdy prymuskami nie byłyśmy. Pomaga nam też tata Mario, w końcu to nauczyciel.  Ann zaczęła ubierać się w luźne ciuchy jak stara babcia. Panikuje, że pojawia jej się brzuszek, a to nieprawda, ale jej nic nie da się wytłumaczyć. Chłopcy zaczęli sezon, idzie im naprawdę świetnie, chodzimy z przyjaciółką na każdy mecz i trening, o ile nie jesteśmy wtedy w szkole. Bardzo zbliżyłam się też z bratem Mario - Felixem, zawsze gdy do nich przychodzę spędzamy razem kupę czasu na wygłupach. Fajnie byłoby mieć takiego brata, ale twierdzę, że brat mojego chłopaka w zupełności mi wystarczy. Pewnego dnia Ann gdy do dotarło do niej jak bardzo chce tego dziecka i gdy poczuła matczyną miłość do dziecka, które w sobie nosi oświadczyła nam, że chce jechać do Polski. Oczywiście Marco się nie zgodził, ale po jej błaganiach i groźbach, że wyjedzie i nie wróci zgodził się, ale pojechał razem z nią. Spotkała się z matką, bo z nią łatwiej było jej się dogadać. Wytłumaczyła jej wszystko o Marco i ciąży, zapewniła ją, że jest szczęśliwa i mimo młodego wieku pragnie tego dziecka. Matka ją zrozumiała w końcu sama rodziła Ann będąc zaledwie rok starszą od swojej córki teraz. Widziała się też z moją matką, która powiedziała jej coś dziwnego, co do dnia dzisiejszego zastanawia mnie i moją przyjaciółkę. Pamiętam te słowa dokładnie :
"Przekaż jej, że to nie przypadek, że wyjechała akurat do Dortmundu. Jestem pewna, że odkryje tam prawdę i spotka prawdziwe szczęście i zapomni o tych wszystkich latach ciężkiego dzieciństwa. Powiedz jej, że ją kocham i jej cierpienie jest wyłącznie moją winą. Nie będę prosiła by mi wybaczyła, bo skrzywdziłam ją i całą naszą rodzinę "
Nic więcej nie powiedziała, odeszła gdy Ann próbowała z nią porozmawiać. Próbowałam do niej dzwonić, ale nie odbierała, chciałam też jechać ale przyjaciółka przypomniała mi, że przecież jest tam też mój ojciec. Dręczy mnie, co takiego zrobiła moja mama, ze mówi takie rzeczy ?


21 listopada:
Tego dnia miałam zamiar polecieć do Polski, chciałam poznać prawdę. Dowiedzieć się co ukrywa moja mama. Prawdy dowiedziałam się na dniach, ale z innego źródła.

*
Jest weekend, rano wstałam wypoczęta i pełna entuzjazmu, że po tak długim czasie lecę do Polski. Wykąpałam się , ubrałam , zjadłam śniadanie i zasiadłam przed telewizorem. Jak zwykle leciały jakieś nudne programy, oglądałam coś w stylu Galileo. Nie mogłam doczekać się godziny 16 na którą to miałam lot do Polski, Mario miał lecieć ze mną. Cieszyłam się, że dowiem się o co chodzi mamie i że pozna mojego wspaniałego chłopaka. Mimo wszystko byłaby na pewno zadowolona, że znalazłam tego jedynego. Większość dnia siedziałam przed TV i na Skype gadając z Marco i Ann. Mario w tym czasie był u swojej babci, tęskniłam za nim. Chciał żebym z nim jechała, ale stwierdziłam, ze kiedy indziej poznam jego babcię.  Było już po 13, postanowiłam zadzwonić do Mario.
-No hej skarbie.
-Hej, kiedy wracasz? Tęsknię - Powiedziałam.
-No właśnie wracam, będę za jakieś pół godzinki. Jesteś już spakowana?
-Tak już wszystko gotowe, czekam tylko na ciebie i możemy jechać na lotnisko. - Uśmiechnęłam się do telefonu.
-Okey to niedługo będę. Pa, kocham cie.
-Ja ciebie też.  - Rozłączyłam się.
Nudziłam się więc wyciągnęłam album ze zdjęciami z dzieciństwa, które kiedyś przeglądałam z Mario. Wpatrywałam się w fotografie i zastanawiałam się jaką kryją tajemnicę. Po około dwudziestu minutach oglądania zdjęć i wspominania dzieciństwa zadzwonił mi telefon. Odebrałam
-Tak ? Słucham?
-Przepraszam, czy pani Monika Olszewska?
-Tak zgadza się, o co chodzi?
-Dzwonimy ze szpitala, pan Mario Goetze miał wypadek miał panią zapisaną w kontaktach w razie wypadku. - Zamarłam. Album wypadł mi z rąk i upadł na stolik.
-Ale jak to ?! Zaraz będę ! - Krzyknęłam do słuchawki i zapłakana rozłączyłam się.

Boże jak to możliwe, nie nie mój Mario. Błagam - Modliłam się. Zamówiłam taksówkę i szybko wybiegłam z mieszkania. W drodze do szpitala zadzwoniłam do Marco.
-Słucham? - Powiedział do słuchawki.
-Boże Marco, Mario on miał wypadek, jadę właśnie do szpitala, zadzwoń do jego rodziców. Błagam i przyjedź jeśli możesz. - Bełkotałam do słuchawki.
-Mario? Wypadek? - Nie dowierzał . - Ale jak to?
-Nie wiem, cholera. Przyjedź . - Rozłączyłam się i ponownie gorzej się rozpłakałam. Miałam złe przeczucia, a ten dzień zapowiadał się tak dobrze. Gdy dojechaliśmy na miejsce szybko wybiegłam z taksówki i popędziłam do recepcji szpitala.
-Przywieźli tu chłopaka z wypadku. Mario Goetze! - Krzyczałam.
-Tak, kim jest pani dla niego? - Pytała spokojnie, a ja traciłam cierpliwość.
-Jestem jego dziewczyną.
-Ach tak. Pan Goetze jest właśnie operowany, proszę zaczekać.
-Operowany ? - Złamał mi się głos i osunęłam się po ścianie płacząc. Nagle do szpitala wbiegł Marco z Ann.
-Jezu, co się stało? - Podbiegli do mnie i Marco mnie podniósł.
-Nie wiem, operują go, trzeba czekać na lekarza. - Płakałam coraz głośniej, Ann mnie objęła.
-Będzie dobrze, jego rodzice już tu jadą.
-Dziękuję.
Siedziałam na korytarzu wtulona w przyjaciółkę, a blondyn chodził nerwowo po korytarzu. Po paru minutach pojawili się rodzice Mario. Marco wszystko im wytłumaczył, ja nie miałam sił nic mówić.
-Ale jak to się stało?! - Krzyczała pani Astrid.
-Nie wiemy, nie chcą nic powiedzieć. - Powiedziałam. Spędziliśmy na korytarzu ponad 3 godziny, nadal go operowali, a do szpitala zbiegli się chyba wszyscy piłkarze i pracownicy BVB, był nawet Klopp, było widać, że bardzo się przejął. Ja siedziałam i płakałam przez cały czas, wiedziałam, że nie jest dobrze inaczej już dawno bym go zobaczyła. Boże dlaczego, przecież niedawno z nim rozmawiałam. Jak to możliwe?  Mijała już czwarta godzina, nadal żaden lekarz nie wyszedł. Podszedł do mnie Kuba i podał kawę.
-Dziękuję. - Wymusiłam uśmiech.
-Nie martw się, wyjdzie z tego. -Usiadł obok mnie i tym razem to on mnie objął, bo Ann wróciła do domu, ponieważ była już zmęczona.
-Mam taką nadzieję.
Około 18 z sali operacyjnej wyszedł lekarz, wszyscy poderwaliśmy się na równe nogi.
-Doktorze co z nim ? - Krzyczał ojciec Mario.
-Państwo są?
-Rodzicami. - Odparli razem.
-Dobrze, zapraszam więc do gabinetu.
-Ale co z nim ?Doktorze? - Nie odpowiedział, zabrał rodziców Mario do gabinetu i rozmawiał z nimi około pół godziny. W tym czasie przeniesiono mojego chłopaka na salę ale nie pozwolono nam się z nim zobaczyć. W końcu z gabinetu wyszła zapłakana pani Astrid, a za nią Jurgen.
-Co się stało? Co z nim? - Krzyczałam do nich.
-Jego stan jest zły, bardzo zły. - Powiedziała i wybuchła głośnym płaczem. Spojrzałam na ojca Mario.
-Jest w śpiączce, musimy czekać, aż się wybudzi. - Mówił. - Moniko, ta doba będzie decydująca. - Kontynuował. Zamarłam, nie mogło być aż tak źle, zrobiło mi się słabo, w jeden chwili pojawił się przy mnie Piszczek i posadził na krześle. Ponownie się rozpłakałam. Nie mogłam go stracić. Spojrzałam na jego rodziców.
-Ale jak to się stało ?
-Świadkowie twierdzą, że zderzył się z ciężarówką, w zasadzie to ta ciężarówka w niego wjechała, a wiesz czym jest osobowe auto w porównaniu z takim samochodem. - Panu Jurgenowi łamał się głos, nie potrafił udawać twardego, widziałam powoli spływające łzy po jego policzkach. Przez kolejną godzinę siedziałam nieobecna i wpatrywałam się w jeden punkt. Przez cały ten czas, lekarze robili coś u Mario. Bałam się, Mario musiał walczyć, a ja musiałam być silna, ale nie potrafiłam. Podeszłam do okna i wpatrywałam się w niebo. Zaczął padać śnieg, pierwszy w tym roku. Patrzyłam się w spadające płatki i wspominałam nasze wspólne dni. To jak się poznaliśmy, wakacje, kłótnie, pocałunki. To nie mogło się ot tak skończyć. Musieliśmy walczyć. Oboje.
------------------------------------------
Takie małe zamieszanie ;)
Jeśli jesteście zainteresowani to jeszcze dziś pojawi się 1 rozdział na drugim blogu :). 
Jeśli czytacie komentujcie :)

10 komentarzy:

  1. O Boże o.O ;((((((((((
    Wyjdzie z tego !
    Rozdział mistrzowski *.*
    Czekam na kolejnyyy <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział :D Uwielbiam takie akcje :) <3 To opowiadanie jest niesamowite ;>
    Z chęcią poczytam też twój drugi blog ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział ! ;) uwielbiam <33
    czekam na następny ;))
    zapraszam NOWY ROZDZIAŁ http://w-moim-swiecie-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. on nie może umrzeć.! powiedz, że on nie umrze.!

    aż mi się smutno zrobiło. ;c

    OdpowiedzUsuń
  5. No kurde, aż mi łzy poleciały. On nie może umrzeć!!!
    A co do rozdziału to i tak jest świetny <333

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny!
    Czekam na kolejny!


    Zapraszam do mnie :)
    http://izakubastory.blogspot.com/2013/03/rozdzia-54.html

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko... on musi przeżyć! Po prostu musi! ;c
    Ogólnie świetny rozdział <3
    Uwielbiam Twojego bloga <3
    Czekam na kolejny! ;3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnee.

    Zapraszam do mnie http://ona-ty-i-ja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział.
    Zapraszam di mnie lenka-borussia-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń